Tekst ewangelii: Łk 14, 1-6
Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. A oto zjawił się przed Nim pewien człowiek chory na wodną puchlinę. Wtedy Jezus zapytał uczonych w Prawie i faryzeuszów: “Czy wolno w szabat uzdrawiać, czy też nie?” Lecz oni milczeli. On zaś dotknął go, uzdrowił i odprawił. A do nich rzekł: “Któż z was, jeśli jego syn albo wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz, nawet w dzień szabatu?” I nie zdołali Mu na to odpowiedzieć.
Stara metoda
Właśnie dziś mamy takie śledzenie i to nie tylko w wymiarze Kościoła. Teraz szuka się błędów dla samego ich szukania i by z nich korzystać zamiast je wykorzeniać. Dziś z błędu robi się problem, historię, niekończącą się opowieść. Czy chodzi o sam błąd? Czy też o powód do tego, by przeprowadzić swoje, by postawić na swoim?
Faryzeusze już zaocznie wydali wyrok śmierci na Pana Jezusa. Już nic ani nikt ich nie przekona. Mają rację i bronią swoich racji i pozycji za wszelką cenę, a więc po trupach. Nie ma chwili spokoju. Czy je czy nie je? Czy śpi czy czuwa? Czy głosi czy milczy? Czy robi to czy owo to szukają błędu, aby – jak to w innym miejscu podaje ewangelia, by Go pochwycić na słowie, by mieć dowód przeciwko Niemu.
Oto przewrotność zaślepionego serca! Nie da spokoju. Będzie drążyć aż swoje osiągnie. Pójdzie jak taran czy walec niszcząc wszystko naokoło i nie zważając na ofiary i straty, bo… bezczelnie padnie: Lepiej, że jeden zginie niż cały naród. Oczywiście w dobrej wierze.
Brak kontroli nad ogniem
Pan Jezus zdaje sobie z tego sprawę i cóż uczynić może? Próbuje z nimi rozmawiać. Pokazywać im owo zaślepienie, które nic dobrego nikomu nie daje. Bo dolewanie oliwy do ognia zawsze kończy się jeszcze większym, w końcu nie do opanowania ogniem, który pali wszystko i wszystkich. Przecież kilkadziesiąt lat po wydarzeniach paschalnych Jerozolima została zrównana z ziemią.
Zaiste kto bawi się ogniem ten go zaprószy tam, gdzie nigdy by się nie spodziewał ani też nie jest w stanie powiedzieć co ten ogień strawi, bo ogień już potem swoimi prawami się rządzi i ma gdzieś tego, kto go zapalił, a odpowiedzialność ponosi ten właśnie.
Mamy człowieka chorego. Ciekawe skąd się tam, przed Jezusem zjawił. Nie była to zjawa. Jednak nie było łatwo dostać się do domu przywódcy faryzeuszów. Ci chronili się bardzo ze względów czystości rytualnej, a osoba chora (wodną puchlinę widać gołym okiem) zagrażała tej czystości. Czyżby to było sfingowane spotkanie? Zapewne znali przypadek. Być może sami nic nie zrobili, a przecież wiedzieli, że szabat raz drugi Pan Jezus czynił to, co wedle ich rozeznania nie miał prawa czynić i łamał spoczynek szabatu.
Czy wolno?
Pada fundamentalne pytanie skierowane do uczonych w Prawie i faryzeuszów. Takie na otrzeźwienie, na opamiętanie się: Czy wolno w szabat uzdrawiać, czy też nie? I co? Milczą jak zaklęci. To milczenie jest jak nieokiełznana fala krzyku, by zagłuszyć. W Dziejach Apostolskich kiedy Szczepan próbuje rozmawiać z oprawcami przedstawiając im argumenty nie do zbicia ci zatykają sobie uszy, krzyczą w niebo głosy i zabijają go. Oto dwie formy tego samego milczenia.
Co czyni Pan Jezus? A co ma zrobić? Ulec temu milczeniu? Wejść w ten krzyk? Nie. Robi swoje. Dotknął go, uzdrowił i odprawił. Bo taki jest Bóg. Dziś wielu utożsamia się z chorym (czyni siebie chorymi) i po tej linii krzyczą głośno, wrzeszczą zagłuszając siebie i innych. Jakże Bóg ma dokonać uzdrowienia? Bez Boga człowiek popada w specyficzną formę schizofrenii i to nie tylko duchowej. Prowadzi ona do tego, że wytłumaczy sobie wszelkie bezeceństwo, usprawiedliwi każdą podłość.
Po cóż jeszcze próbuje? Bo taki jest Pan! Będzie próbował do ostatniego tchnienia, przed którym wydobędzie z serca: Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą co czynią. Dlatego próbuje: Któż z was, jeśli jego syn albo wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz, nawet w dzień szabatu? I znowu, jak smutnie powiada ewangelista: …nie zdołali Mu na to odpowiedzieć. Brońmy się przed takowym zaślepieniem, które sieje śmierć i zniszczenie na wszelkich poziomach człowieczej egzystencji.
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ