XXIV. Ignacy Loyola – co czytasz tym się karmisz – Jubileuszowy Rok Ignacjański

Jakże potrzebny jest człowiekowi smak i nie o smakowitych kąskach mówię, ale o nastawieniu serca i rozumu, które to uczą smaku na różnych poziomach. Íñigo był – jak sam zapisał – bardzo rozmiłowany w czytaniu książek światowych i pełnych różnych zmyślonych historii, tak zwanych romansów rycerskich. Smakował je, a może nawet jak to kolokwialnie się określa „pożerał” takowe karmiąc się nimi, albowiem to co czytam staje się w pokarmem dla rozumu, dla rozumienia, dla duszy i ducha. Wiadomo, że należy uważać co się je, by nie zaszkodzić ciału. Tudzież, co się zaprasza do duszy i ducha, by im nie zaszkodzić.


Otóż, powracając do zdrowia Pielgrzym już chciał ruszyć w drogę, jednakże nie mógł jeszcze stąpać chorą nogą, a więc musiał leżeć w łóżku. (został przykuty do łóżka). Ileż można tak bezczynnie leżeć? Szukał więc czegoś dla zabicia czasu. Komputerów nie było, a przychodziły mu na myśl romanse rycerskie, o które poprosił. Jednakże zamek w Loyoli takowych w swoich zbiorach nie posiadał. Warte zaznaczenia jest to, że na czasy rekonwalescencji Ignacego książka była rzeczą kosztowną. Podano mu więc to, co było dostępne, a mianowicie Życie Chrystusa i księgę Żywotów Świętych w języku hiszpańskim (Autobiografia nr 5).


Wyobraźmy sobie to przejście do wymyślonych historii do rzeczywistych wydarzeń, od fantazjowania do stąpania po ziemi. Zapewne zakotłowało się w Ignacym. Jednakże na bezrybiu i rak rybą. Bierze się za lekturę. Do niej nie da się zmusić. To człowiek sam wybiera co i ile czyta. Tutaj dwa polskie przysłowia oddają prawdę: Czym skorupka za młodu nasiąknie… co Jasiu zdobędzie to Jan będzie miał… i dodałbym jeszcze „psychologiczne” podejście: powiedz mi co czytasz, a powiem kim jesteś… a wręcz kim się możesz stać.

Ile to razy okazywało się w życiu Założyciela Towarzystwa Jezusowego, że trudne początki po czasie okazywały się dobrym początkiem?! Przez wiele trudności bowiem wchodzi się do królestwa Bożego. Odnosząc do lektury pobożnych książek Ignacy zaznaczył w swoich wierzeniach, że bardzo rozsmakował się w czytaniu tych książek (Autobiografia nr 11). Cóż za zmiana nastawienia?


A jak wiemy apetyt rośnie w miarę jedzenia i dowiadujemy się, że czytając o życiu Pana Jezusa czy też biografie Świętych przyszło mu na myśl, żeby zapisywać sobie pokrótce pewne ważniejsze rzeczy z życia Chrystusa i świętych. Zapewne ku pamięci! Czy nie lubimy niektórych cytatów? Motta, które nas dotknęły zapamiętujemy na długo czy wręcz na całe życie! Czy z romansów rycerskich dałoby się z wielką pilnością coś takiego robić, skoro wiadomo w punkcie wyjścia, że to zmyślone historie?


Od czytania przechodzi się do pisania. Każdy z nas pisze jedną książkę – to księga żywota. To dwutomowe dzieło: ewangelia i dzieje apostolskie. Niekoniecznie czyni to piórem, długopisem czy na komputerze. Pisze ją sobą! Ignacy w swoim rodzinnym zamku zaczął pisać książkę, a już wtedy zaczynał wstawać z łóżka i chodzić po domu. Na początek słowa Chrystusa pisał atramentem czerwonym, słowa zaś Naszej Pani niebieskim. Bo, kto z kim przystaje takim się staje, a dla Ignacego, choć jeszcze nieświadomego wszystkiego, najwyższą wartością zaczęło być poznania Jezusa, by upodobnić się do Niego (Flp 3). Pisał na papierze gładkim i poliniowanym, choć wiemy, że Bóg pisze na krzywych liniach naszego życia piękną historię. On dobrze to robi. Ignacy to odkrył i napisał pismem pięknym, ponieważ umiał bardzo dobrze pisać niesamowitą księgę swego żywota (Autobiografia nr 11).


Owocnej lektury i płodnego pisania księgi żywota.


o. Robert Więcek SJ


Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl


Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ