Tekst ewangelii: Mt 9,1-8
Jezus wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego miasta. I oto przynieśli Mu paralityka, leżącego na łożu. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: „Ufaj, synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”. Na to pomyśleli sobie niektórzy z uczonych w Piśmie: „On bluźni”. A Jezus, znając ich myśli, rzekł: „Dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach? Cóż bowiem jest łatwiej powiedzieć: “Odpuszczają ci się twoje grzechy”, czy też powiedzieć: “Wstań i chodź”? Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów”, rzekł do paralityka: „Wstań, weź swoje łoże i idź do domu”. On wstał i poszedł do domu. A tłumy ogarnął lęk na ten widok i wielbiły Boga, który takiej mocy udzielił ludziom.
Przynieść siebie samego
Jakże wartki jest ten fragment ewangelii – taki szybko płynący strumień „informacji” i wielka „kumulacja” przekazu! Jakby ewangelista chciał nam dać mocny zastrzyk, solidną dawkę treści do przetrawienia. Pan Jezus z brzegu na brzeg się przemieszcza. I nie jest to przewożenie ludzi – „prom” czy coś podobnego. To Jego przychodzenie i przechodzenie. Jego przyjście na świat jest paschą (przejściem) i zakończyło się Paschą, dzięki której mamy możność dostania się na drugi brzeg.
Przychodzi do swego miasta, a w innym miejscu (tym razem ewangelista Jan) stoi, że przyszedł do swoich… gdzie przybywa? Do naszych paraliży, do naszych chorób, do naszych śmierci. Jego przyjście sprawia, że przynosimy Mu… i tutaj niespodzianka! Bo tak naprawdę nie chodzi o to, by przynosić Mu w pierwszym rzędzie paraliż. Trzeba Mu przynieść paralityka. Siebie samego! Wtedy dopiero wchodzimy w wartki nurt Dobrej Nowiny.
W sposób niepojęty pierwsze Jego wejście w nasze, które są także Jego „miastami” dokonało się w widzialny sposób w nurtach Jordanu. Spływa on dosyć powoli, jednak z jednej strony zasila całe narody, a z drugiej zostawiamy w nim nasze grzechy podejmując chrzest Janowy. On przychodzi i wchodzi w te wody, by na siebie zabrać to, co w nich pozostawiamy, a pierwszym wymiarem jestem ja sam – my sami. Bierze nas na swe ramiona, do swego Serca – On pierwszy jest Tym, który bierze na swe barki nas i nasze paraliże, a paralityka nie jest łatwo nieść.
Z wiarą
Z naszej strony podchodzić mamy z wiarą. Nie jakoby to była kolejna szansa, możliwość czy okazja, ale jedyna wszak do Jedynego się zbliżamy. I nie jakieś tam urazy, schorzenia, dolegliwości, a siebie samych. To ja, a nie mój trud znoszenia prostej choroby i tej śmiertelnej staję przed moim Panem. Tak naprawdę nie wiem co się wydarzy, nie wiem czy i jak zareaguje. Niewiedza przychodzącego do Jezusa dotyczy przyszłości, a nie teraźniejszości. Albowiem przyjście tu i teraz jest wyrazem zaufania do Niego.
Pada piękne zdanie: Jezus, widząc ich wiarę. Już po ludzku nic więcej nie mogli zrobić. Oddają się po raz kolejny w ręce Boga. Nie, nie byli tylko listonoszami podrzucającymi przesyłkę. Oni w tym uczestniczyli. Przynosząc kogokolwiek do Pana Jezusa sami przychodzimy i stajemy przed Nim. Czyż nie jest to piękne i takie proste?!
I jeśli z wiary wiemy, że także jesteśmy paralitykami to do nas są słowa: Ufaj, synu, odpuszczają ci się twoje grzechy. Co sobie myślę słysząc je? Włączam się w pasmo niektórych uczonych w Piśmie i wymyślam coś o bluźnierstwach? Lub też, że mnie to nie dotyczy? Oto stoję przed Tobą, Panie, taki jaki jestem, bo przecież innym być nie mogę. Nic nie mówię. Po prostu stoję. Ty dokonaj tego, co zostało w Ojcu podjęte dla mnie.
Skup się na Jezusie
Przede wszystkim, by wiara i zaufanie wzrastało trzeba wyrzucić z serca złe myśli. Są one nurtujące. Trochę jak nurt, który porywa i rozbija o skały, a czego nie rozbije to utopi. Jest to nurt inny niż ten Jordanu. Przeciwstawić się jemu należy, a pierwszym krokiem jest nie wchodzić w niego. Dziś za dużo się dywaguje tzn. przykłada się różne wagi do tych samych słów zależnie od własnej potrzeby. Tego rodzaju dywagacje prowadzą do radykalizacji postaw, bo każdy uważa siebie za wszystkowiedzącego i na wszystkim się znającego, a więc zawsze i we wszystkim ma rację. Oto myśli złe jak krople drążące potężne skały wciskają gdzie się da do naszych głów i serc i wspólnot.
Skup się nie na paraliżu, nawet nie na paralityku, czy wręcz nie na tym, co robi Pan. Skoncentruj się na Nim i tylko na Nim. Wszak po to przyszedłeś. To nie jest sklep, do którego przychodzisz robić zakupy i wychodząc zapominasz, co się dokonało czekając następnych zakupów. Przyszedłem do swego miasta przynosząc paralityka, by spotkać się z Jezusem. On jest najważniejszy!
Wtedy dokonuje się objawienie (nie tak jak byśmy chcieli!). Cóż bowiem jest łatwiej powiedzieć: “Odpuszczają ci się twoje grzechy”, czy też powiedzieć: “Wstań i chodź”? Niestety, zbyt często koncentrujmy się na wstań i chodź nie pamiętając o odpuszczeniu grzechów, które jest warunkiem do wejścia na drogę nawrócenia. To jest główny paraliż, z którego nas Pan uwalnia, abyśmy mogli kroczyć drogą do domu. A w tej drodze trochę lęku na widok dzieł Bożych się pojawi (takiej zdrowej bojaźni!) i rozbłyśnie uwielbienie Boga, który dzieli się swą mocą!
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ