Tekst ewangelii: Łk 5, 27-32
Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego na komorze celnej. Rzekł do niego: “Pójdź za Mną!” On zostawił wszystko, wstał i z Nim poszedł. Potem Lewi wydał dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a był spory tłum celników oraz innych ludzi, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie, mówiąc do Jego uczniów: “Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?” Lecz Jezus im odpowiedział: “Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać do nawrócenia się sprawiedliwych, lecz grzeszników”.
Kompleksowość życia
Kompleksowość działania Bożego uczy nas i naszej kompleksowości. Chodzi więc o wyważenie, uporządkowanie, zintegrowanie poszczególnych płaszczyzn ludzkiego życia. To jest jeden z podstawowych wymiarów nie tylko wielkopostnego, ale całego zmierzania do celu. Jeśli bowiem jest porządek, to wszystko płynie w sposób uporządkowany – nie, nie mówię idealny czy sterylny, nie od…do… z pełną kontrolą. Równowaga ta dotyczy spojrzenia na całość i niezapominania o szczegółach. Wiem, głowa boli, gdy człek pomyśli ile tego jest.
Tutaj wychodzi, że nie muszę wszystkiego. Kiedy bowiem jestem chory to trzeba się wyleczyć, a nie płakać i narzekać, że tyle do zrobienia. Jest czas pracy i czas odpoczynku. Jest czas sycenia się dobrami i czas postu. Prosty i jakże wymowny jest opis nawrócenia z Izajasza (Iz 58, 9b-14): Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem.
Post ma do tego prowadzić! Zauważmy, że dotykamy w nim to, co wewnątrz i to, co na zewnątrz. Światło bowiem ma zabłysnąć w sercu i stamtąd rozświetlać to, co w mej codzienności. Zaiste, niech twoja ciemność stanie się południem. Dołóżmy do tego, że to Pan zawsze prowadzić będzie, że On nasyci duszę na pustkowiach, że odmłodzi kości, tak że będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody, co się nie wyczerpie. Cóż więcej mógłby chcieć człowiek?
Naprawiaj i odbudowuj
Słowa, które wręcz przeszywają! I gdy docierają do głowy to pocieszenie wywołują. Choć gdzieś w głębi kołacze podszept złego, że to bajki, że to się nigdy nie spełni. Posłuchaj! Konkret postaw: odbuduj prastare zwaliska, wznoś fundamenty pokoleń – naprawiaj i odnawiaj, jak to prorok nazywa na zamieszkanie. Dalej, wprowadź w swe życie powściągliwość. Nie musisz wszędzie być. Nie musisz wszystkiego spróbować. Nie musisz na wszystkim się znać. Uczyń niedzielę niedzielą, a dzień powszedni powszednim. Nie przeprowadzaj swej woli, a szukaj woli Bożej. To poprowadzi cię do znalezienia rozkoszy w Panu.
Jeszcze konkretniej? Poukładaj przede wszystkim w domu. Ewangelia o powołaniu celnika Lewiego jest tego przykładem. Ten żył między domem a pracą. Zapewne większość czasu spędzał w komorze celnej. Siedział, a więc dobrze mu tam było. Pośród swoich. Zabezpieczony. Dobrze zarabiający oficjalnie i na boku. A dom? Taki hotel, bo gdzieś trzeba spać. Być może i bank, bo gdzieś trzeba składować dobra (niekoniecznie dobro).
Tenże usłyszał wyraźne: Pójdź za Mną! Usłyszał, bo wcześniej został dostrzeżony. Nikt nie patrzy tak jak Jezus. Pozwól, by On spojrzał na ciebie, by cię zobaczył. Uwierz, że jesteś dostrzeżony, nawet jeśli chciałbyś zapaść się pod ziemię, by nikt cię nie widział. Do ciebie mówi, byś poszedł za Nim. Rusz się! Nie lękaj się, że coś ci zabierze. Sam oddasz i to z wielką radością.
Od szoku do szaleństwa
Wydaje się, że Lewi czekał na taką szokową terapię. Bo dla nas to szok. Czytamy, że zostawił wszystko, wstał i z Nim poszedł. Zostawił robotę. Po prostu wstał i wyruszył. Jeszcze ewangelista nie pisze, że za Nim. Podkreśla z Jezusem. To istota sprawy. By być z Jezusem. Powtarza się wołanie Boga i człowieka: wystarczy, byś był.
Dokąd idą? Pogadać. Posłuchać. I przypomnienie sobie o rzeczach oczywistych, prostych, codziennych (czyż nie o takich mówił nam Izajasz?!). Trzeba coś zjeść. Skoro celnik jest bogaty to robi wielkie przyjęcie. Czasownik, który tak wiele mówi, a mianowicie wydał. Gdzie? No jak to gdzie. Wiadomo, że u siebie w domu. Kto wie czy nie był to pierwszy raz u Lewiego tak naprawdę u siebie w domu. Takim jakim ten dom był, bez upiększeń, bez zamiatania pod dywan. Jak przyjęcie to wspólna radość, a więc był spory tłum celników oraz innych ludzi, którzy zasiadali z nimi do stołu. Do szoku do szaleństwa przechodzimy. Czyż nie jest to porządkowanie domu? Nie boi się otworzyć jego odrzwi. Nie lęka się, że ktoś mu coś ukradnie.
Niełatwo jest podjąć takie nawrócenie. Ono jest widzialne na zewnątrz i niekoniecznie musi być w smak wszystkim naokoło. Otóż zawsze znajdą się szemrzący, którzy swoje pięć groszy czy kilka kropel jadu sączyć będą. Posłuchaj słów Pana Jezusa: Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać do nawrócenia się sprawiedliwych, lecz grzeszników. Źle się masz? Przyjdź do Jezusa. Otwórz przed nim drzwi twego domu. Grzesznym jesteś? To nawrócenie tylko u Niego znajdziesz. Ono prowadzi do sytuacji, w której – jak wyżej wspomnieliśmy – twoja ciemność stanie się południem, bo Pan zawsze prowadzić będzie, bo On nasyci duszę na pustkowiach, że odmłodzi kości, tak że będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody, co się nie wyczerpie.
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ