Tekst ewangelii: Łk 14,25-33
Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy patrząc na to zaczęliby drwić z niego: “Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”. Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem”.
Idąc z Jezusem…
Kiedy idziemy z Jezusem (choć już nie wielkie tłumy) nie zawsze słyszymy piękne, okrągłe słówka pochwał. Zawsze natomiast jest dana obietnica, której spełnienie jest w rękach Najwyższego i Wszechmocnego.
Wsłuchując się w ewangelię o warunkach przychodzenia do Niego i byciu Jego uczniem konkludować by można było, że sam sobie winien, że tak wielu nie podejmuje drogi lub wycofuje się z niej. Otóż było takie wydarzenie w ewangelii Jana, w którym część uczniów odeszła powtarzając argument: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać? (6,60) Opisuje Jan dwie postawy uczniów: szemranie i gorszenie się, które to nie pozwalają wsłuchać się do końca w Jego orędzie. Jeśli z takim nastawieniem – negowaniem wszystkiego lub też przyjmowaniem tego, co mi się podoba – podchodzimy do chodzenia z Jezusem to jesteśmy w wielkim błędzie.
Na koniec tego wydarzenia (czyli na koniec mowy eucharystycznej z 6 rozdziału) Pan pyta Dwunastu, którzy zapewne niewiele więcej rozumieli: Czyż i wy chcecie odejść? (6,67). Pada odpowiedź Szymona Piotra: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Bożym (6,68-69).
Na całość
W pójściu z i za Jezusem rzeczą nieodzowną jest wiara i wejście na całość. Bez tego przy najmniejszej trudności lub też niezgodności z moim systemem i założeniem odejdę mniej czy bardziej obrażony. Nie po drodze mi! Lub też posłuchamy cię innym razem. Nie wiem czy będzie inne miejsce, inny czas mi dany?
Właśnie o tym pójściu na całość jest mowa w rozważanym fragmencie ewangelii. Szemranie i gorszenie się świadczą o niewierze, o nie budowaniu do końca i we wszystkim na Bogu. Jeśli nie położysz fundamentu, którym jest Chrystus to budujesz na piasku i idziesz do piachu, bez nadziei życia wiecznego, o którym wspomniał św. Piotr w swojej deklaracji.
Nic ani nikt nie jest i nie może być ważniejszy niż Bóg. To, co rzekli ci właśnie Apostołowie wobec Sanhedrynu po śmierci Jezusa: Trzeba nam bardziej słuchać Boga niż ludzi (Dz 5,29). W owym ludzi zawieram się i ja sam. Parafrazując słowa Apostoła Narodów nic ani nikt nie może nas odłączyć od miłości Chrystusowej. Ani utrapienie, ani ucisk ani prześladowanie, ani głód ani nagość, ani niebezpieczeństwo ani miecz. Nawet śmierć nie jest w stanie tego uczynić. Co więcej, we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował (por. Rz 8,35-37).
Wszystko albo nic
Tak więc objawia się istota owego na całość, a mianowicie Pierwszym, który to czyni i wypływa to z Jego Serca jest Bóg, Ten, który nas umiłował! To miłość i tylko miłość jest źródłem i motorem przyjścia do Pana Jezusa i bycia Jego uczniem. Ta sama miłość, którą On nas umiłował. Wtedy wszystko liczy się już inaczej. Nie zajmuje najważniejszego miejsca, nie staje się osią centralną. Nie jest fundamentem.
Wszystko uznaję za śmierci ze względu na najwyższą wartość poznania Pana mojego, Jezusa Chrystusa oświadcza Paweł w Liście do Filipian (3,8-9). To poznanie Pana jest punktem odniesienia do wszystkiego innego. W tym świetle nie straszne, a całkiem zasadne są słowa o nienawiści względem ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego… o niesieniu swego krzyża… o wyrzeczeniu się wszystkiego, co się posiada.
Zaiste wszystko albo nic. Taka jest perspektywa. Obyśmy mieli na wykończenie budowanej wierzy. Obyśmy mieli mądrość podejmowania walki i nie podejmowania tej, która z góry skazana jest na przegraną. Mając Jezusa mamy wszystko. Nie mając Go nic nie mamy. Będąc Jego uczniem mam Jezusa czyli mam wszystko.
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ