Tekst ewangelii: J 16,5-11
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Teraz idę do Tego, który Mnie posłał, a nikt z was nie pyta Mnie: “Dokąd idziesz?” Ale ponieważ to wam powiedziałem, smutek napełnił wam serce. Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu, bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś, bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie, bo władca tego świata został osądzony”.
Cel rozjaśnia drogę
Jeśli przyjaciel oznajmia nam, że idzie w drogę to czy pytamy go dokąd idziesz? Zapewne tak, bo nosimy w sobie przeświadczenie, że powróci. Jednakże kiedy owa informacja przyjaciela dotyczy odchodzę, wtedy rodzi się smutek. Bo czujemy się pozostawieni, porzuceni, odczuwamy brak, samotność czyli w jakiś sposób koncentrujemy się na sobie.
Co winno być mocniejsze? Fakt pójścia czy smutek pozostawionego? Myślę, że nie w tym leży istota naszych pytań. Istota znajduje się w owym dokąd idziesz? Albowiem to właśnie cel ma wyznaczać spojrzenie na rzeczywistość. Apostoł Narodów w jednym z listów pisze o sportowcach, którzy ćwiczą i przygotowują się, by zdobyć pierwsze miejsce. Celem podjęcia trudów jest medal.
Dokąd idziesz? To pytanie, które stawiam. Bo interesuje mnie cel wędrówki. Przyjaciel odchodzi (nie ma w tym porzucenia), a ja pytam o kierunek i cel, bo mi na nim zależy. Antoine de Saint-Exupery w jednej ze swoich myśli powiedział, że nasze drogi idą równolegle, czasami się przecinają, czasami krótki okres idziemy obok siebie. Ważne, by zmierzały do celu.
W smutku i radości
Oczywiście będzie element smutku, ale mocniejsze będzie życzenie dobrej drogi i osiągnięcia celu. Takie trzymanie kciuków za przyjaciela. Bo relacje nie mogą być toksyczne, zniewalające. Przyjaciel daje wolność przyjacielowi. Nie odbiera odejścia jako kary czy pozostawienia czy porzucenia. To normalna kolej rzeczy!
Pan Jezus powoli odkrywa przed uczniami właśnie taki wymiar odejścia. Zdaje sobie sprawę, że serca uczniów napełniły się smutkiem. Jakże to naturalny odruch! On mówi tak wiele o nas. Przywiązaliśmy się do Pana. Nie wyobrażamy sobie życia bez Niego. Jakby ktoś chciał nas odciąć od tlenu. Czyż nie tak było w chwili Golgoty? Jaka to była trauma dla uczniów i uczennic Pańskich? Życie się zawaliło jakby było budowane na piasku. Smutek ogarnął nie tylko serce, ale ich całych. I trwa… Maria Magdalena szuka Ukrzyżowanego. Uczniowie z Emaus opowiadają o zawiedzionych nadziejach. Apostołowie pozamykani duszą się we własnym sosie. Jak ogromne musiało być to odejście!
Pan uprzedza te reakcje. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie słuchali słów Mistrza. Przecież ich uprzedził. Czemu tak reagują? Powtarzam to normalny, naturalny odruch, taki „mechanizm obronny”. To płacz po zmarłych, którzy odeszli. Tak! Odeszli! Czas leczy rany. To prawda. Czas jest nieodzowny do tego, by przetrawić, by doszło, krok za krokiem do mej głowy i serca wydarzenie i… jego owoce. Czyż nie po zmartwychwstaniu otwierają się im oczy i nie przypominają sobie wcześniejszych słów, które usłyszeli? Składa się w całość.
Pożytek z odejścia
Dlatego chrześcijanin nie czuje się porzuconym! Wie bowiem, że Syn nie odchodzi gdzieś, nie wiadomo gdzie… w jakąś siną dal. Wierzymy, że idzie do Ojca, do domu, gdzie przygotowuje dla nas miejsce. Słuchamy uważnie Jego zapewnienia: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Wzdrygamy się! Dlaczego tak? Bo jeszcze na sobie jesteśmy skoncentrowani. Czujemy się osamotnieni, pozostawieni sobie samym. I użalamy się nad sobą. I nie wyobrażamy sobie dalszego życia.
Tymczasem takie odejścia okazują się zaproszeniem do nowych odkryć. Przecież Pan Jezus wyraźnie powiedział: Oto Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata. Skoro pożyteczne jest Jego „odejście” to gdzie jest ów pożytek? Owa korzyść? Ignacy Loyola, gdy stawia człowieka przed Bogiem na modlitwie to często po rozważeniu (kontemplacji) danej sceny zaprasza go do tego, by wyciągnął korzyść dla siebie, pożytek dla swego serca i życia.
Skoro pożyteczne to co z tego mamy? Pocieszyciel przyjdzie do nas. Otrzymamy wspaniały Dar, dzięki któremu wiedzieć będziemy o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. Perspektywa nieba jest przecudna. Jednakże trzeba o nią zawalczyć. Bóg nas zbawia w Jezusie Chrystusie. Lecz jeśli będę siedział i na dodatek z rękami w kieszeniach to nic się nie wydarzy. Jego odejście jest zapowiedzią naszego odchodzenia. Każdy może się do niego przygotować i powoli uświadamiać. Dokąd idę? Jaki jest cel mej codzienności? Czy widzę niebo przed sobą? Wszak idziemy do Ojca i tam zobaczymy i Syna… a Duch jest nam dany nie po to w pierwszym rzędzie by nam wytykać błędy, ale by nam dawać światło do unikania ich i wybierania tego, co Boże.
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ