Cuda w codzienności – wielkanocne pięciominutówki na sobotę 13 kwietnia 2024

Tekst ewangelii: J 6,16-21

Po rozmnożeniu chlebów, o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Kafarnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wiatru. Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: To Ja jestem, nie bójcie się! Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali.


Na krótki dystans


Tak na krótki dystans chcielibyśmy się cieszyć doświadczeniem wiary, najbardziej tej cudotwórczej. Wtedy jest o czym mówić, czym się pochwalić. O, takiego Boga mamy! Boga, który rozmnożył chleby i nakarmił pięć tysięcy mężczyzn, a każdy dostał ile chciał… i chodzić z wypiętą piersią! Tyle z tym, że ktoś przychodzi, przypina nam medal i nieopatrznie wbija szpilkę w tę nadmuchaną pierś i… powietrze uchodzi.

Bo wiara to nie sprint na sto metrów, a maraton ziemski. Trzeba rozłożenia sił, by starczyło do końca, a nie tylko na krótszy czy dłuższy odcinek. Doświadczenie wiary codziennej tak naprawdę wyznacza pielgrzymki drogę i jej kres. Cuda się zdarzają, jednak nie stanowią istoty. Te moce cudotwórcze działają nieustannie tyle, że wierzący uczy się je rozpoznawać całe swe życie.

Sprint wymaga włożenia większej dawki energii od samego startu, jak i biegu, a dokładnie galopu. Tutaj ważne jest ułożenie ciała, szybkość wiatru, koordynacja tak wielu elementów. I choć tysiąc lat u Boga jest jak jeden dzień to u ludzi jest dynamika czaso-przestrzenna, od której nie da się odejść. Są chwile zrywu, ale nie po to, by potem nic nie robić czyli leżeć i pachnieć, bo się samo zrobi.


Cudowna codzienność wiary


Uczniowie Pana Jezusa uczą się siebie. Jak podaje ewangelista po rozmnożeniu chlebów ze wszystkimi ochami i achami, zdumieniami i zdziwieniami, sytością i pełnymi koszami okruchów o zmierzchu Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Kafarnaum. Normalna kolej rzeczy, jednakże nie do końca zaakceptowana. Trochę na zasadzie, no cóż, było minęło. Święta, święta i po świętach.

Po cudach przychodzi codzienność i wydaje się być nastaniem ciemności. Dlaczego? Bo nie ma aury niezwykłości. Bo nie ma pstryk i załatwione. Bo nie ma stoliczku nakryj się czy rogu obfitości. Co więcej, wydaje się, że nie ma Jezusa, że jeszcze nie przyszedł. Wtedy rodzą się na jeziorze serc burze spowodowane silnym wiatrem podszeptów złego ducha. Ten od razu atakuje, by cud nie stał się przyczynkiem do głębszej refleksji lub też koncentruje na samym cudzie bez dostrzeżenia szerszej perspektywy.

Oto codzienność wiary. Jest miejsce i na cudotwórczą moc Bożą, jest i przestrzeń na zwykłą codzienność, te stągwie pełne wody z Kany Galilejskiej. To jest nie tyle najwłaściwszy, co jedyny kierunek. Wszak to z wody codzienności Bóg uczynić jest mocen przednie wino. To w codzienności rodzimy się, żyjemy i umieramy. W niej przebiega życie. To jest środowisko życia zarówno z łagodną jak i ze wzburzoną taflą jeziora.


Wysiłek nie idzie na marne


Chcielibyśmy wedle przysłowia, że pieczone gołąbki same do gąbki – leżeć i pachnieć, a wszystko się zrobi samo, a dokładnie Pan się tym zajmie. Uwaga, przepłynęli ok. 5-6 km po wzburzonym jeziorze, z silnym wiatrem. Raczej żagli nie rozwinęli, bo wiatr, by porwał wszystko, a więc… wiosła cały czas były w ruchu! Ręczna robota! Silników nie było. Na dodatek jakże to musiała być skoordynowana praca. Bo inaczej by nic z tego nie wyszło, a kręciliby się w kółko.

Pośród codziennego zwykłego wysiłku przychodzi Pan Jezus! Zobaczyli Go! Jednakże nie poznali, bo przestraszyli się. Jego czy też tego, że kroczy po jeziorze? Czyż to nie był cud? Jak łatwo przychodzi nam zapomnieć o Nim! A gdy się pojawia to krzyczymy ze strachu, bo nie pojawia się jakbyśmy chcieli tzn. cudotwórczo wedle logiki ludzkiej.

Otóż gdy Pan Jezus przychodzi zawsze zapewnia: To Ja jestem! Oto cud codzienności. Nie ma chwili ni miejsca, w którym by Go nie było. Zawsze dodaje: …nie bójcie się! Nie lękajcie się codziennego znoju. To jest droga do przejścia. Co więcej, nie da się Go zabrać do łodzi, albowiem, kiedy odkryjemy Jego obecność w codzienności (na codziennym rachunku sumienia) wtedy znajdujemy się natychmiast przy brzegu, do którego zdążamy. Ot i cała cudotwórcza codzienna moc.


o. Robert Więcek SJ


Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl


Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ