III. Od góry wspaniałości do góry pokory – III dzień trzydniówki przed uroczystością Chrystusa Króla

Niekiedy jesteśmy podobni do góry, która przypomina bardziej nadmuchany balon. Tyle z tym, że wystarczy malutka igiełka, by wszystko prysnęło jak bańka mydlana, by zniknęło jak poranna rosa w promieniach słońca. Oto nadymanie sobą – choroba egoizmu, która popycha nas na szczyty, z których spadamy z łoskotem. Niekoniecznie owa wielkość jest pustką czy tylko wyobrażeniem.


Szaweł, który wdrapywał się wytrwale na taką górę (dziś moglibyśmy mówić o górze kariery) był napełniony sobą, uważając się za wielkiego ze względu na swoją spójność moralną, na swój zapał, swoje pochodzenie, swoją kulturę. Jak pamiętamy, był przekonany, że postępuje sprawiedliwie. Oto chodząca góra wspaniałości! Wręcz wzór do naśladowania. Natomiast Pan Jezus pokazuje, że słabość, małość i pokora są szczytami do zdobywania… nasz Król objawia się w tych trzech wymiarach od chwili Wcielenia po Śmierć na krzyżu.


Wznosimy się na wzniesienia, pagórki czy wierzchołki pychy – takie baloniki na sznurku, a gdy objawia się Pan, zostajemy „uziemiony” i stajemy się ślepy. To trzęsienie ziemi, które – po czasie się okazuje – zrównało doliny i góry, wyrównało teren. Oto będąc na górze pychy odkrywamy, że nic nie widzimy, że jest pustka, że to , co poruszało nas z tak wielkim zapałem – i Szawła zapał do likwidowania chrześcijan – było zupełnie błędne. I powietrze uchodzi z balona, uchodzi nasza wielkość. Co odkrywamy? Że jesteśmy zagubieni, krusi i mali. Czy nie takim objawia się nam Ojciec w Jezusie Chrystusie? Wiedzą o tym taternicy, alpiniści i himalaiści, a mianowicie, że pokora (której jednym z objawów jest świadomość własnych ograniczeń) jest fundamentalna! Potrzebujemy oślepienie, aby utracić swoje punkty odniesienia, by zostać samemu, w ciemności. To, co uchwytne to światło, które zobaczyliśmy, i głos, który usłyszeliśmy. Cóż za paradoks: właśnie wówczas, gdy ktoś odkrywa, że jest ślepym, zaczyna widzieć! I to jak. I to z jakiej niskości, która jest wielkością.


Oto doświadczenie spotkania z Ukrzyżowanym – najmniejszym z najmniejszych, Sługą sług – pokornym i słabym. Nieba sięgamy, a więc na niebotyczny szczyt się wdrapujemy postępując Jego śladami. Gdy spadnie się z góry to zderzenie z ziemią jest bolesne, ale jakże uzdrawiające, bo zaczyna się po niej chodzić w prawdzie. Syn zstąpił z niebios, by nam objawić, że wędrówka ziemska jest drogą w prawdzie. Moglibyśmy powiedzieć, że wszyscy mamy stać się Pawłami, co znaczy małymi. To nie na pokaz, to jest owoc spotkania z Chrystusem vel stanięcia w prawdzie o sobie. Mała Tereska lubiła powtarzać, że pokora jest prawdą.


W naszych czasach to historie warunkują nasze dni – dotyczy to zwłaszcza sieci społecznościowych. Posty są kunsztownie przygotowane, z wieloma ustawieniami, kamerami, zróżnicowanymi tłami. Często ludzie szukają świateł reflektorów, zmyślnie ustawionych, aby móc pokazać „przyjaciołom” i followersom obraz siebie samych, który czasem nie odzwierciedla prawdy. Chrystus, światło Południa, przychodzi, by oświecić nas i by przywrócić nam naszą autentyczność, uwalniając nas ze wszystkich masek. Pokazuje nam wyraźnie kim jesteśmy, bowiem kocha nas takich, jakimi jesteśmy. Dokonuje się to w sposób pełny na Golgocie!


Spojrzenie z góry Bożej (bo tutaj jest i Tabor i Golgota) sprawia, że nawracanie się nie ma nic wspólnego z utratą czy cofnięciem się. Nosi znamiona otwarcia na zupełnie nową perspektywę. Kontynuujemy wędrówkę do naszych Damaszków, jak Mędrcy do Betlejem, lecz już nie jesteśmy tymi, kim byliśmy wcześniej, jesteśmy innymi osobami. Można bowiem nawrócić się i odnowić w codziennym życiu, wykonując czynności, które zazwyczaj wykonujemy, ale z sercem przemienionym i nowymi motywacjami. Tu i teraz tak często jest przestrzeń naszej wspinaczki i zdobywania szczytów. Choć po nawróceniu cel i perspektywa podróży zmieniają się radykalnie. Z takiej góry widać rzeczywistość nowymi oczami. W przypadku Pawła przedtem były to oczy prześladowcy-mściciela, odtąd będą to oczy ucznia-świadka. Nie zabraknie Ananiaszy, których Pan Jezus będzie posyłał. Nie braknie też czasu na pogłębienie osobistego doświadczenia i odkrywanie nowej tożsamości danej przez Pana Jezusa. Oto owoce wchodzenia na tron Boży. I Jego królowania.


Ważnym jest trwanie przed Ukrzyżowanym, jednak nie możemy się tu zasiedzieć. Nasz Król powstał z martwych. Bez Zmartwychwstałego nasz zapał niekoniecznie pójdzie we właściwym kierunku. Gdy pojawiają się bowiem ciemności to zatracamy się w bitwach pozbawionych sensu i… stajemy się agresywni. Sprawy bez Boga przeradzają się w destrukcyjne ideologie, których bronimy po trupach. Jakbyśmy szukali nie pokoju, a nowych pól bitewnych, rozsiewamy truciznę (plotki, fake newsy itp.). Kiedy Jezus wkracza w życie Pawła, nie przekreśla jego osobowości, nie likwiduje jego zapału i jego pasji, ale sprawia, że te jego zdolności stają się owocne, aby uczynić z niego wielkiego ewangelizatora aż po krańce ziemi.


Usłysz, bracie, siostro: …ufam ci. Znam twoją historię i biorę ją w swoje ręce, wraz z tobą. Nawet jeśli często byłeś przeciwko mnie, wybieram ciebie i czynię cię moim świadkiem. Jak już wspomnieliśmy Boża logika może z najgorszego prześladowcy uczynić wielkiego naśladowcę. Oświetlony w swej ślepocie światłem Chrystusa staję się Jego świadkiem!


o. Robert Więcek SJ


Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ