Tekst ewangelii: J 6,16-21
Po rozmnożeniu chlebów, o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Kafarnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wiatru. Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: To Ja jestem, nie bójcie się! Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali.
Cisza i burza
Czyżby rozmnożenie chlebów tak ich oślepiło? A może pomyśleli, że od teraz to nie będzie żadnych przeciwności? To nie jest przejście od ekstazy do agonii. To działające na ziemi prawo falowania, które mówi, że raz na górze i raz na dole. Nikt się nami nie bawi! To rzeczywistość doświadczana mniej czy bardziej świadomie przez każdego.
Jest potężny zastrzyk sił związany z wielkimi emocjami – uczniowie są świadkami i uczestnikami wydarzenia z chlebami. Ileż w nich było energii i światła! Zapewne dołączyliby się do tych, co chcieli przyjść i obwołać Jezusa królem bez wahania. I taki zastrzyk jest mocen oślepić. Takie pocieszenie jest w stanie wykorzystać nieprzyjaciel natury ludzkiej, by nas rozpalić do czerwoności, byśmy się spalili. Trochę działa to jak ogień neoficki, który więcej szkód niekiedy przynosi niż pożytku.
Gotuj się więc na burze! One też są częścią składową naszej codzienności. Jest chleb do sytości, czas odpoczynku, czas sycenia się. Jednak zanim pojawi się on na stole potrzeba trudu, potu na czole, spracowanych rąk, zmęczonego ciała. Zaiste bez pracy nie ma kołaczy i być nie może!
Doświadczamy strapienia
Dlatego jak mówi św. Ignacy Loyola po pocieszeniu przychodzi strapienie. Jak to się ukazuje w uczniach. Po pierwsze, nie ma z nimi Pana Jezusa – oddalił się na górę. Wiemy, że podstawowym powodem było spotkanie z Ojcem, ale i „ucieczka” przed zamiarami ludzkimi. Schodzi z drogi tych, co chcą po swojemu poukładać świat. Po drugie wsiadają do łodzi o zmierzchu czego by w zwykłych warunkach nie uczynili. Po trzecie nastają ciemności, a jezioro burzy się od silnego wiatru.
Co też wtedy działo się w ich sercach i umysłach rozgrzanych do czerwoności? Jak to możliwe? Takie przejście? A miało być już tak fajnie i przyjemnie, i ciepło i syto? Czyż nie przed takimi iddylicznymi pomysłami chroni nas doświadczenie strapienia? Idzie o to, byśmy się nie przywiązywali do rozmnożenia chleba i innych „cudów”. Byśmy nie łączyli ich z jedyną możliwością działania Pana.
Wierzę, że niekiedy sam Pan chroniąc nas każe nam wypłynąć na jezioro w ciemnościach. Wie, że się lękamy fal i wiatru. I na dodatek nie przychodzi. Ciekawe czy zadali sobie pytanie: A jak On do nas przyjdzie? Przecież sam nie będzie wiosłował? Nie ma szans przy takim wietrze.
Życie wiarą i z wiary
Pojawia się też myśl czy czasami po raz kolejny nie wystawia nas na próbę, choć sam wie co ma czynić? Wiadomo, że przyjdzie. I to nie gdy wszystko się uspokoi, ale w czasie doświadczanego trudu. Czy uczniowie wypatrywali Go trudząc się przy wiosłach? Jak łatwo jest tak skoncentrować się na wiosłach i falach i przeoczyć zbliżającego się Pana?! Zaiste łatwo!
Myślę, że niewielu pomyślałoby o kolejnej próbie od Pana, a bardziej zaczęłoby narzekać. I byliby tacy, co to by wcale nie chcieli rozmnożenia chlebów, byle nie było powodów do nakręcania się. A kto ich nakręcił? Pan Jezus? Żadną miarą. Zły duch wykorzystuje naszą bujną wyobraźnię i wnioskowanie, które nie ma zbyt wielu podstaw racjonalnych. I jedzie na tym – jak wyżej na pocieszeniu, tak i teraz na strapieniu: Bóg nie interesuje się tobą, zobacz, zostawił cię na środku jeziora, zaraz fale zatopią łódź, a ty utoniesz.
To my przechodzimy od ekstazy do agonii na własne życzenie. Nakręcamy się, a potem wychodzi z nas powietrze jak z przebitego balonu. Prośmy Pana o równowagę w patrzeniu. O to, byśmy pośród fal i wiatru ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. By wiara nas syciła i podpowiadała (szatan podszeptuje), że On zawsze jest z nami, że nie musimy się bać, że On jest wierny swemu słowu. Gdy Go zabierzemy do łodzi możemy być pewni, że już jesteśmy przy brzegu, do którego zdążamy. Albowiem tam, gdzie jest Jezus, tam jest niebo!
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ