Ewangelista Mateusz (24,45-47) tak przekazał słowa Pana o dobrym słudze-rządcy: Któż jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad swoją służbą, żeby na czas rozdał jej żywność? Szczęśliwy ów sługa, którego pan, gdy wróci, zastanie przy tej czynności. Zaprawdę, powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem.
Od razu rzucają się w oczy trzy cechy sługi: wierność, roztropność i bycie szczęśliwym. W naszych czasach pojęcie sługi (służby) jest dosyć wypaczone. Jeśli już się podejmuje (zostawiam na boku wszelkie konotacje negatywne!) to w kategoriach robienia czegoś dodatkowego, „więcej”, czego inni nie robią, większego zaangażowania w niesienie pomocy itp.
Słowa Pana Jezusa przyszły jako pierwsze kiedy zacząłem zastanawiać się nad tajemnicą wielkosobotniej przestrzeni. Tego czasu niewiadomej, przed którym (którą) z reguły staramy się uciec, bo przynosi podświadomy lęk, wywołuje wilka z lasu czy coś w ten deseń. Bo wczoraj rozważaliśmy coś niewyobrażalnego patrząc na nieludzko zdeformowanego Boga w osobie Syna, Jezusa Chrystusa. Zawalił się świat… czyj świat? Wszystko legło w gruzach? A było solidnie postawione?
Na koniec, jak pamiętamy złożono Go do grobu wykutego w skale… bo tak się robi z umarłymi. Trochę szacunku im się należy. Jednakże bez wiary grób jest przerażającą przestrzenią, końcem bez możliwości powrotu. Czyż nie przeraża ów jakże ciężki kamień, który zatoczono na wejście do grobu? Tak ciężki, że potrzeba było kilku silnych mężczyzn, by go przesunąć?
Skoro koniec świata, bo wszystko legło w gruzach to co? Mam usiąść i płakać? I rozpaczać? Ten sobotni dzień pełen ciszy, wręcz napęczniały ciszą, bo chciałoby się wykrzyczeć, ale jeszcze nie potrafimy wydobyć z siebie głosu. Pozostajemy niemi…
Co robić? Przede wszystkim robić swoje. Mam robić to, co do mnie należy – jak ów sługa mądry i roztropny, który nie zniechęca się w wypełnianiu zadania, które mu Gospodarz pozostawił, nawet jeśli Gospodarza jeszcze nie ma. Obyśmy o tym nie zapominali!
Nie rozpaczaj, nie roń łez, nie załamuj rąk, nie rozrywaj szat na sobie – czyż nie było tego wczoraj – w czasie Jego pasji – dosyć? Basta! Z jednej strony Wielka Sobota zaprasza nas do pochylenia się nad tajemnicą śmierci Pana, lecz nie w specjalnym klimacie, a tej sobotniej codzienności, jakże zabieganej, bo święta tuż tuż… z drugiej trzeba wziąć się w garść i czynić codzienność, bo…
On to po swojemu załatwi… nie przeszkadzajmy Bogu w miłowaniu nas, w miłowaniu świata. Lepiej będzie w tej sobotniej krzątaninie, uwijaniu się wokół rozmaitych spraw, znaleźć chwilę, by usiąść u stóp Pana i posłuchać co ma nam do powiedzenia. W liturgii Wigilii Paschalnej tak wiele słowa Bożego będzie nam dane, a więc można uprzedzająco jedno czy drugie czytanie wziąć i sycić się pomału… słowo po słowie…
To jest cisza i oczekiwanie wielkosobotnie… cisza przed „burzą”… oczekiwanie na coś „niespodziewanego”, bo przekraczającego wyobraźnię ludzkiej nadziei…
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ