Tekst ewangelii: Łk 10,21-24
Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”. Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli”.
Rozradowanie się
Adwent to czas radosnego oczekiwania. Jesteśmy wezwani do radości, do radowania się, do rozradowania się w Duchu Świętym. Zadajmy sobie pytanie o źródła radości. Każdy o swoje. Co mnie raduje? Czym się cieszę? Jak często się cieszę? Czy na mej twarzy gości uśmiech od czasu do czasu czy też jest to ewenement na skalę światową? Wszak uśmiech jest najbardziej znanym znakiem radości. Powiada się także o oczach, które są radosne. Myślę, że z radością niesie się posługę wobec innych. Krąży powiedzenie, że smutny święty to nie święty.
Czyż dzisiejsze ewangeliczne rozradowanie się w Duchu Świętym Pana Jezusa nie jest kolejną odpowiedzią Boga na potrzeby tego świata? A dokładnie na braki? Czy człek żyć może bez radości? Może, ale co to za życie. Nic go nie cieszy. Gorzknieje! I w końcu zgorzknieje na amen.
Świat potrzebuje prawdziwej, a nie wydumanej czy rozdmuchanej radości! Świat potrzebuje widzieć pogodne oblicza, a do końca takie widać tylko u tych, co z Ducha Świętego żyją. Pamiętamy męczeństwo św. Szczepana? Oprawcy widzieli jego przemienioną twarz i nie chcieli wejść w tę samą dynamikę. Tak więc nie liczmy do końca na taką samą odpowiedź – radość w twarzy.
Okrzyki zdumienia
Pan Jezus w tej radości opowiada o źródle. To Bóg, Jego słyszane słowo i Jego widziane dzieła „wywołują” rozradowanie. Jakże On jest dobry! W medytacji o grzechach własnych w czasie rekolekcji św. Ignacy Loyola zaprasza do wydania z siebie nie jęku, a okrzyku zdumienia, do przejścia od mirar do admirar. Bo Bóg tak mnie umiłował, że dał swego Syna Jednorodzonego. Bo aniołowie i święci ciągle o mnie walczą i za mnie się modlą. Bo stworzenie Boże nie pochłonęło mnie. A wszystko to w zderzeniu z moją grzesznością. Otóż ta nie jest przeszkodą definitywną dla radości. Zasmuca. Oskarża. Jednak złożona w Sercu Bożym nie stłamsi, nie zadusi we mnie płomienia miłości. Stąd bądźmy apostołami radości. Uśmiechajmy się częściej. Będziemy zdrowsi, wszak śmiech to zdrowie.
Czyż nie powinien zagościć uśmiech (chociaż w kącikach ust) gdy słyszymy modlitwę uwielbienia Pana Jezusa? Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Przecież to jest o nas! Prostaczkach, którzy wierzą! Co więcej, Ojciec ma takie właśnie upodobanie. Podobanie się, które związane jest z podobieństwem. Na dodatek nic z tego nie cofnął ani nie zamknął. Właśnie w Synu wszystko przekazał. Wpatrując się w Syna widzimy i Ojca. Powracamy do Źródła. Przypominamy sobie kim jesteśmy. Ileż okrzyków zdumienia mogłoby się wydobywać z naszych serc i ust?!
Tak więc uwierzmy, że szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Tryskające radością! Nie dajmy sobie zabrać tej Bożej radości. Jesteśmy uprzywilejowani, bo wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co my widzimy, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszymy, a nie usłyszeli. Szkoda byłoby to zmarnować!
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ