Stanę w Bożej obecności.
Wprowadzenie 1: jeśli wchodzimy do „skarbca” i chcielibyśmy wziąć ze sobą wszystko to nic nie weźmiemy, bo ramiona mają ograniczoną „pojemność”. Trzeba wziąć w ręce to, co najcenniejsze…
Wprowadzenie 2: prosić o łaskę życia „tu i teraz” i tym, co dziś mamy.
Na początek przeczytam tekst ewangelii: Łk 3,10–18
Gdy Jan nauczał nad Jordanem, pytały go tłumy: „Cóż mamy czynić?”. On im odpowiadał: „Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni”. Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali Go: „Nauczycielu, co mamy czynić?”. On im odpowiadał: „Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono”. Pytali go też i żołnierze: „A my, co mamy czynić?”. On im odpowiadał: „Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie”. Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: „Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichrza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”. Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę.
Zderzenie z rzeczywistością czy powrót do niej?
Czas adwentu tj. oczekiwania na przyjście nie ma być czasem strachu przed… to dany nam czas na przygotowanie się na to spotkanie. Czynimy mniejszą czy większą weryfikację swego postępowania – pozostaje pytanie czy dotyczy to życia jako takiego. Jeśli spojrzymy na ten czas jako powrót do rzeczywistości to zobaczymy, że niestety żyjemy trochę poza nią czy obok niej, że bardziej żyjemy wyobrażeniem o niej niż nią samą.
Wystarczy zastanowić się na wołaniem Sofoniasza (So 3,14–18a). Ile i jakie radości wzbudza we mnie świadomość, że Pan jest pośród nas? Czy przestaję się bać złego? Czy dociera do mnie: Nie bój się! Niech nie słabną twe ręce! Czy przyjmuję do siebie zapowiedź: Pan, twój Bóg uniesie się weselem nad tobą, odnowi swą miłość, wzniesie okrzyk radości? Jak ojciec syna marnotrawnego, gdy ten powrócił do domu…
Czy też adwent stał się piątym kołem u wozu (i to nie zapasowym), bo przeszkadza w zakupach (a tyle okazji, promocji, „czarnych piątków” itd.), w ustawionym trybie życia (gdyż wchodzą dodatkowe rzeczy). Nie chcę się zderzyć, bo wydaje mi się, że się rozsypię na drobne kawałeczki. A może kiedyś trzeba, żeby się wreszcie pozbierać?
Umiar i minimalizm
Adwent to czas radosnego oczekiwania i pełnego pokoju przygotowywania się. To nie czas ponury naznaczony umartwieniami, postami, biczowaniami – odmawianiem sobie. Ufam, że Jan Chrzciciel i jego odpowiedzi na pytanie tłumów: Cóż mamy czynić? wpisuje się w prawdziwą optykę czasu adwentu i nie tylko. Skoro adwent jest zaproszeniem do powrotu do rzeczywistości to wskazania tego proroka ukazują życie ludzkie jako szczęśliwe w tym, co się ma, bez zbędnego kumulowania.
Dostajemy od Boga co roku czas na umiarkowanie się (nie ustatkowanie). Tak, to pewna forma minimalizmu, która przywołuje do serca i umysłu radykalizm ewangeliczny. Nie chodzi o postawę człowieka, któremu obrodziło pole tak mocno, że zburzył stare spichlerze i postawił nowe, a potem rzekł sobie używaj. To bardziej uboga wdowa z Sarepty, która złożyła w ręce Boga całe swe życie i dzbanek mąki się nie skończył a baryłka oliwy nie wyczerpała.
Czyż nie o takim normalnym, zdrowym umiarze słyszymy dzisiaj? Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni. Po co nam kumulacja, a nie jest to kumulacja totolotka? Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono. Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie. Równowaga. Poprzestać na tym, co konieczne…
Obejmij Przychodzącego
Jest to możliwe po przyjęciu chrztu. To nie jest jakieś hokus pokus. To wybór drogi, stylu życia, wymagającego, którego celem jest życie wieczne. To także wybór wywołujący oczekiwanie i napięcie w nas i między nami. Różnego rodzaju domysły snują się w sercach do sensu czy bezsensu tej i takiej pielgrzymki. Życiem chrześcijanina jest pójście za Tym, który nas woła i ku Temu, który do nas przychodzi. On jest Zbawicielem. Czy warto walczyć o jakąś rzecz jeśli poniosę uszczerbek na duszy czyli zagrożę życiu wiecznemu?
Jeśli przyjmę Przychodzącego to… nastąpi oczyszczenie omłotu: pszenica do spichrza, a plewy spalone w ogniu. To, co najistotniejsze zostaje, a co ponad nikomu nie jest potrzebne. Czyż nie jest to piękna definicja umiarkowania? W mediach i na ulicach mamy już święta – tylko nie wiem czy są to święta Bożego Narodzenia, bo do nich jeszcze trochę zostało. Widać w wielu reklamach odnoszących się do prezentów jaki to jest stres czy się komuś spodoba. Natomiast jest jedna, w której dziadek przyjeżdża z wielkim prezentem, a wnuczek kładzie go na ziemi, wchodzi na karton, by objąć dziadka.
Zostaw prezenty. Obejmij Przychodzącego… To właśnie w tym rodzi się radość! (Flp 4,4–7) Przecież kiedy już jest Oczekiwany to o nic się już zbytnio nie musimy troszczyć. Akcent pada na zbytnio. Wtedy dopiero bez lęku w każdej sprawie prośby przedstawiamy Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem. Idąc dalej, wtedy pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie, w Tym, którzy przychodzi.
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ