Tekst ewangelii: Łk 6, 36-38
Jezus powiedział do swoich uczniów: “Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”.
Przymioty Boże
Ojciec jest miłosierny! Raczej to nie wzbudza wielkich emocji, bo już się osłuchaliśmy z tym stwierdzeniem. Jest, bo jest! Taka Jego natura. Jest samym miłosierdziem. Nie tylko przymiotnik, ale przede wszystkim rzeczownik. To jest istota Boga. Miłosierdzie! To Serce Boga!
Stąd pada wołanie Syna do uczniów ujęte przez ewangelistę Łukasza w ten zwrot: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Znamy inny, bardzo podobny, z Mateuszowej relacji: bądźcie doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec niebieski. Czyli miłosierdzie jest doskonałością, doskonałość ukazuje się w miłosierdziu. Te dwa określenia są nierozłączne – rzekłbym, iż są tożsame, takie same.
To Ojciec jest wyznacznikiem dla ucznia Pańskiego. Nie jakiś Jego przymiot, a On sam. Osoba Ojca w Trójcy Przenajświętszej. Syn zwraca się ku Niemu – to, co mówię słyszałem od Ojca, to, co czynię widziałem u Ojca czyniącego. Na Taborze padają słowa Ojca o Synu: to jest mój Syna umiłowany, Jego słuchajcie. Wiemy dobrze, że w Bogu przymioty są określeniami, Jego imionami.
Doskonały – miłosierny
Owo, na pierwszy rzut oka teoretyczne rozważanie o miłosiernym Bogu przekłada się w Nim na praktykę. Na codzienność w wymiarze na „nie” i na „tak”. Bóg nie chce śmierci grzesznika, bo wie, że zapłatą za grzech jest śmierć, a więc posyła Syna swego Jednorodzonego, by ten zapłacił i wykupił grzesznika z tej śmierci. W Synu objawia się Ojciec. Nie przyszedłem sądzić… przyszedłem zbawić. Przez śmierć Syna zostało nam odpuszczone. Nie ma hojniejszej miary niż to, że ktoś oddaje życie za drugiego i to nie tylko za przyjaciela. Jezus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami.
Tak jak w swej doskonałości, tak i w miłosierdziu Bóg nie stawia poprzeczki dla stworzenia za wysoko. On sam jest blisko i nie tylko ukazuje jak ma być, ale sam to wykonuje zapraszając, byśmy szli Jego śladami. Tak więc stopień bycia miłosiernym zależy od stopnia przylgnięcia do źródła miłosierdzia. Jakże trudno komuś, kto systematycznie nie przystępuje do sakramentów świętych (i to nie dlatego, że ma jakieś przeszkody ku temu) mówić o miłosierdziu. A jeśli nawet to jest to bardziej akcyjność oparta na woluntaryzmie.
Wpatrzeni w Trójcę, kontemplujący Trzy Osoby uczymy się bycia miłosiernymi, co prowadzi do bycia doskonałymi. Oczywiście trzeba odrzucić zachwiania i skrajności. Bo ani o tumiwisizm nie chodzi, ani też o perfekcjonizm czy też pracoholizm. W miłosierdziu Bożym zachowana jest równowaga. Wspomniane wyżej Boże nie chcę śmierci grzesznika i jednocześnie odrzucenie i zniszczenie samego grzechu.
Miłosierdzie na „nie” i na „tak”
Jakże na nasze czasy pasują te wezwania na nie. Ileż sądów i potępień? Tymczasem chrześcijanin zaproszony jest do odpuszczania. Niekoniecznie chodzi o odpuszczenie w dochodzeniu do prawdy, do sprawiedliwego wyroku. Mówimy o przebaczeniu, a tam gdzie jest sądzenie tam i konieczność wydania wyroku co kończy się potępieniem. Albowiem za zło należy się kara. Tyle z tym, że w sądzeniu nie ma miejsca i czasu na Boga. Ja biorę w swoje ręce to, co nie mieści się nie tylko w nich, ale i w głowie, woli czy sercu. Gdy sądzę to wedle jakich reguł? Moich czy narzuconych mi? Ileż to razy sądzimy (i potępiamy) nie zastanawiając się czy mamy rację, czy podane fakty są prawdziwe, potwierdzone? Rozsiewanie plotek winno podlegać surowej karze. Powielanie ich tudzież.
Odpowiedzią chrześcijanina jest stawanie w prawdzie, bo to ona do wolności prowadzi. Odpuszczenie (przebaczenie) daje tyle doświadczenia wolności. Jakoby zeszło ze mnie powietrze i mogę normalnie funkcjonować. I to bez wołania nic się nie stało, bo to zafałszowanie rzeczywistości. Przebaczenie nazywa rzeczy po imieniu i dzięki temu potrafi się przebaczać zadane rany. Z tego w sposób naturalny (w porządku łaski) wypływa kolejny krok miłosierdzia, a mianowicie dawanie. Skoro odkrywam, iż Ojciec w Jezusie mi odpuścił to i ja to czynię. Widząc jak jestem obdarowany i że niczego mi nie brakuje dzielę się z tymi, którzy potrzebują. A czynię to nie po łepkach, nie byle jak, czy też ewangelicznie nie z tego, co mi zbywa. Miara Bożego miłosierdzia jest dobra, ubita, utrzęsiona i wypełniona ponad brzegi.
Tą miarą wsypią w zanadrza nasze. A co mieści się w zanadrzu? Serce! Tak więc skoro Boże Serce napełnione jest miłosierdziem to i serce chrześcijanina winno wedle tego funkcjonować. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie. Im bliżej Boga tym bardziej miłosierni jesteśmy. Skoro Bóg jest miłością, a człowiek możliwością miłowania to będąc miłosiernym daje nam możliwość bycia miłosiernym każdego dnia coraz bardziej i bardziej. Jak Ojciec nasz niebieski…
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ