Wyobrażę sobie, że jestem w ciemnościach. Nic nie widzę, choć wiem, że przede mną jest Krzyż, na którym Ukrzyżowany dopełnia dzieła zbawienia.
W tej modlitwie proszę o łaskę trwania przy Chrystusie i uczenia się modlitwy (w) mroku.
Tekst ewangelii: Mk 15,32-37
A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: “Eloi, Eloi, lema sabachthani”, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: “Patrz, woła Eliasza”. Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: “Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć [z krzyża]”. Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha.
- Mrok ogarnął całą ziemię… trwa długi czas. Nikt nie wie co się dzieje. Skąd to wszystko. Takie „zaciemnienie” wprowadza lęk i panikę i to ogromną. Gdzie ci wszyscy, którzy są na Golgocie? Jak się zachowuję? Co robią? Z opisu ewangelisty dowiadujemy się, że słuchali, ale bez większej uwagi. Tak to było, gdy głosił w świątyni czy po miasteczka i wioskach Judei i Galilei. Słuchali piąte przez dziesiąte, a brali tylko to i na tyle, na ile im pasowało.
- Jednak w tej scenie skupmy się przede wszystkim na Bogu, który w Jezusie Chrystusie wchodzi w największą nieprzeniknioną ciemność człowieka. Człowiek stworzony jest przez Boga do bliskości z Nim, do głębokiej relacji ze Stwórcą. Grzesząc odwraca się od Boga, jakby wyrywa się z orbity, po której ma krążyć, gdzie centrum stanowi Pan i Król. I po czasie doświadcza okrutnej samotności. Bez Boga w człowieku, w jego głębi rodzi się piekło. Jezus Chrystus wchodzi w to piekło. Nic nie chce udowadniać. Wchodzi tam, gdzie człowiek woła: nie ma Boga. Wchodzi, by być z człowiekiem w tym doświadczeniu. I co robi? Pociesza? Głaszcze? Mówi, że będzie dobrze? Żadną miarą. Co słyszymy? Donośny głos (skąd Pan ma jeszcze siły?!). Głos, który woła odwiecznym z ludzkości i każdego zagubionego człowieka: Eloi, Eloi, lema sabachthani, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Tak woła Syn do Ojca, woła w imieniu ludzkości. Umiera za wszystkich i za każdego, a więc Jego wołanie obejmuje wszystkich i każdego.
- W tym wołaniu objawia się centrum tajemnicy krzyża. Bóg w takim stanie woła. Krzyk z raju gdzie jesteś do człowieka skierowany wyrywa się z piersi Syna. Gdzie jesteś Boże?! Bo jesteś. W beznadziei i niewierze ludzkości. W nienawiści, przekleństwach i drwinach. W opluciach i wszelkiego rodzaju zabawach z człowiekiem. Gdzie jesteś? A może dokładnie czy jesteś? Bo wierzę, że jesteś. A nie widzę…, bo ciemno; a nie słyszę…; bo głucho. Nie czuję, bo tak boli. Gdzie jesteś, Boże?! Jakże Syn zjednoczył się ze mną, człowiekiem, grzesznikiem.
- Mrok ogarnął całą ziemię… już sama ziemia odpowiedziała. W medytacji o grzechach własnych św. Ignacy Loyola zaprasza do szczególnej pracy. Grzech jest śmiercią. To on powoduje, że Syn idzie na mękę i śmierć, że umiera. Widząc szpetność i brzydotę własnego grzechu, odkrywając przeciwko komu zgrzeszyłem jestem zaproszony przez ojca Ignacego do wydania okrzyku pełnego zdziwienia i wielkiej miłości. Zapraszam do wydania tego okrzyku. A potem do przechodzenia w myśli wszystkie stworzenia i dziwienia się, jak one zezwoliły mi żyć, owszem przy życiu mię zachowały. Warto wspomnieć aniołów, którzy będąc mieczem Bożej sprawiedliwości, znosili mię i strzegli i modlili się za mnie? Nie sposób nie wspomnieć świętych, którzy znając moją grzeszność nie przestają wstawiać się za mną i modlić się za mnie. Więcej nawet, bo oto niebo, słońce, księżyc i gwiazdy, żywioły, owoce, ptaki, ryby i zwierzęta, a nawet ziemia sama nic mi nie uczyniły. Dalej podaje autor Ćwiczeń duchowych: … jak to się stało, że nie otworzyła się i nie pochłonęła mię, tworząc nowe piekło, abym na wieki doznawał w nim katuszy?
- Mrok ogarnął całą ziemię… a miłosierdzie Boże nigdy nie ustaje! Nic ani nikt nie jest na w stanie odłączyć od miłości Chrystusowej. I nawet jeśli nie rozumiemy i przekręcamy słowo Boże, gdy odwracamy się od Stwórcy, gdy doprowadzamy Go do tego krzyku On nie odwraca się od nas. Nie nuży się dawaniem miłosierdzia. Nigdy nie przestaje być miłosierdziem.
- Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć [z krzyża]. Jeszcze ostatnia pokusa złego. By zbawienie przyszło tak jak my chcemy, po naszemu. Nie sprawdza się! Ile czekamy na spełnienie naszych planów?! Jak długo jesteśmy w stanie trwać w ślepym uporze?! Czekamy, aż przyjdzie, a On zaskakuje nas swoim przychodzeniem. Nigdy nie gotowi. Nigdy nie przygotowani, bo w swoich zamiarach pochowani. Stoimy pod krzyżem i Eliasza czekamy.
- A Bóg robi swoje. Czy się nie przejmuje? Zapewne boli Go i smuci nasz upór i ślepota. Jednak, jak wyżej widzieliśmy nie zniechęca się… my czekamy, a On dopełnia dzieła: Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha. Oto dzieło Boga względem człowieka. Gdy go stwarzał to tchnął w jego nozdrza tchnienie życia i człowiek stał się istotą żywą. Kiedy ta istota przyjęła śmierć to po raz kolejny tchnął w doświadczeniu śmierci, aby dać po raz kolejny życie. Nie jestem sam. Nigdy. Bo On nigdy nas samych nie zostawia. Jest z nami w największej samotności. Jest. I wypełnia ją sobą.
Na koniec wsłucham się w tę krzyk-modlitwę Pana Jezusa i spróbuję włączyć się w nią sam i razem z chórami aniołów, świętych i całego stworzenia, w ów jęk rodzenia.
o. Robert Więcek SJ
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ