Tekst ewangelii: J 5, 17-30
Jezus powiedział do Żydów: “Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, świadectwo moje nie byłoby prawdziwe. Jest ktoś inny, kto wydaje świadectwo o Mnie; a wiem, że świadectwo, które o Mnie wydaje, jest prawdziwe. Wysłaliście poselstwo do Jana i on dał świadectwo prawdzie. Ja nie zważam na świadectwo człowieka, ale mówię to, abyście byli zbawieni. On był lampą, co płonie i świeci, wy zaś chcieliście radować się krótki czas jego światłem. Ja mam świadectwo większe od Janowego. Są to dzieła, które Ojciec dał Mi do wypełnienia; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał. Ojciec, który Mnie posłał, On dał o Mnie świadectwo. Nigdy nie słyszeliście ani Jego głosu, ani nie widzieliście Jego oblicza; nie macie także Jego słowa, trwającego w was, bo wy nie uwierzyliście Temu, którego On posłał. Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie. Nie odbieram chwały od ludzi, ale poznałem was, że nie macie w sobie miłości Boga. Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie. Gdyby jednak przybył ktoś inny we własnym imieniu, to przyjęlibyście go. Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga? Nie sądźcie jednak, że to Ja was oskarżę przed Ojcem. Waszym oskarżycielem jest Mojżesz, w którym wy pokładacie nadzieję. Gdybyście jednak wierzyli Mojżeszowi, to i Mnie wierzylibyście. O Mnie bowiem on pisał. Jeżeli jednak jego pismom nie wierzycie, jakżeż moim słowom będziecie wierzyli?”
Na czym buduję mą wiarę?
Bo wiara to nie są moje przekonania, sprawdzone newsy. To spotkanie dokonujące się każdego dnia, spotkanie z Bogiem, który do mnie mówi. A mowa Boga ogarnia wszelkie wymiary. Przez wszystko przemawia. Dał nam Pismo św., list, który zgłębiać możemy każdego dnia – a czy jeśli kogoś kocham to nie chcę z nim rozmawiać? Czy nie ma chęci codziennego, najlepiej stałego przebywania w jego obecności?
Dopiero w Jego, Bożej obecności mamy zdolność właściwego odczytywania stron historii, w której żyjemy. Oczywiście historii ludzkości, która dzięki przyjściu Syna Bożego stała się jeszcze mocniej i bardziej historią Boga i człowieka, historią zbawienia. Albowiem wiara ma prowadzić do zbawienia. Bóg mówi, abyśmy byli zbawieni.
Wspomnieliśmy wyżej słowo Boże, a w tym miejscu nie sposób od razu nie wyśpiewać wysokiego „c”, tego najważniejszego „c” w pieśni miłości Bożej. Oto cytując ewangelistę Jana (J 3, 16) tak Bóg umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego; każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne. Słowo Odwieczne stało się ciałem i zamieszkało między nami.
W oparciu o Boga (na Bogu)
Ten fakt wymyka się całkowicie naszej wyobraźni i pomyślunkowi. Kontemplując Jego wcielenie i narodzenie, Jego mękę i śmierć, Jego zmartwychwstanie i wniebowstąpienie ciągle poruszamy się po omacku. Niby wiemy, choć zdajemy sobie sprawę, że nic nie wiemy. W miłości bowiem nie o wiedzę chodzi, ale o… wspomniane wyżej spotkanie, którego owocem jest zbawienie.
Na czym więc mamy się opierać w naszej ziemskiej wędrówce? Na Bogu, który wszystko wydaje, na Bogu, który jest wierny danemu słowu i wypełnia obietnice. O takim właśnie Bogu dawał świadectwo Jan Chrzciciel. Dał świadectwo wskazując na Jezusa: oto Baranek Boży. Prorok Jan słyszał i śpiewał wraz z Wszechmocnym pieśń chwały. Był lampą, co płonie i świeci. Nie został przyjęty, bo nie zważaliśmy na to światło, uważaliśmy ją za błyskotkę, która szybko zgaśnie, a jak wiemy – została ta lampa zgaszona.
Ojciec przemawia przez Syna – to jest świadectwo większe od Janowego. Albowiem dzieła, które Ojciec dał Synowi do wypełnienia i które czynił świadczyły i świadczą o Nim. Nikt bowiem oprócz Boga nie mógłby uczynić tego, co Jezus czynił! Wchodzi kwestia wyznania wiary i przyjścia do Syna, bo tylko w Nim i przez Niego możliwym jest to świadectwo przyjąć.
Od dłoni (dzieł) do serca
Najważniejsze nie jest to, co czynię dla Pana Boga! Najważniejsze jest to by z Nim być. Święty Ignacy Loyola wprowadzając „swoją” metodę modlitwy w czasie rekolekcji zaprasza do korzystania ze wszystkich darów i uzdolnień, które każdy otrzymał, a ma to prowadzić do tego, by od rozważań, rozmyślań „o” przejść do serdecznej i ciągłej rozmowy „z”. Bez bycia-z-Bogiem (Emanuel) nasze dzieła, nawet te największe są nijakie. Dlaczego? Bo są nasze, a nie Boże.
Czy Pan Jezus nie powtarza ciągle, że od siebie nic nie robi?! Kiedy to do nas dotrze? Czyż nie o tym mówią słowa, że słuchamy, a nie słyszymy, patrzymy, a nie widzimy? Czy też nie macie także Jego słowa, trwającego w was, bo wy nie uwierzyliście Temu, którego On posłał. Jakże daremne jest nasze badanie Pisma, bo zabieramy się do tego tylko i wyłącznie z naszej perspektywy i szukamy tam siebie, a nie świadectwa o Jezusie Chrystusie.
Kto nie przyjdzie do Jezusa ten nie będzie miał życia! Przestroga? A nie bardziej troska Boga? Jemu bowiem niezmiernie zależy, byśmy byli zbawieni. Nie chce ofiar składanych nie wiadomo gdzie. Wydał nam Syna swego, byśmy zobaczyli jak bliski i jak blisko jest nas. Wydał, posłał, aby Ten zaświadczył o Ojcu. Nie o sobie! Nic o sobie! Nikt bowiem nie poznał Ojca tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić! Niech się więc rozlega wołanie: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię… niech ruszą nasze stopy ku Jeruzalem!
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl