Stanę w Bożej obecności.
Wprowadzenie 1: przypomnę sobie sytuację, w której krzyczałem na kogoś, albo ktoś na mnie krzyczał… zakrzyczałem kogoś lub ktoś mnie zakrzyczał… czy coś zostało powiedziane?
Wprowadzenie 2: prosić o łaskę słuchania i mówienia w Wielkim Tygodniu.
Na początek przeczytam tekst ewangelii: Mk 14,1-15,47
Boga się nie boisz?
Wołanie rozlega się w sytuacjach ekstremalnych. Wydobywa się nie z głębi oburzenia, a raczej z głębi smutku i rozdarcia. Wołamy tak, gdy ktoś (do siebie też moglibyśmy tak krzyczeć!) robi rzeczy nie mieszczące się w głowie, w wyobraźni i których rozum objąć nie zdoła. To wołanie nie wychodzi jako zmuszanie do strachu! Bardziej podobne jest to wyrażenie bezbrzeżnego zdumienia wobec faktów (czynów), które dzieją się na naszych oczach. To wyraz bezradności i bezsilności, bo jakże tak można było powiedzieć czy zrobić?
Jeśli kogoś się boi człowiek to nauczony przykładami historycznymi (a są ich tysiące czy wręcz miliony) chce zlikwidować źródło lęku. I tutaj warto się zastanowić nad rodzajami strachu. Czy lęk przed Bogiem jest paraliżujący? To w takim bądź razie w jakiego Boga wierzę? Takiego Boga należy zabić w naszym mniemaniu. Tylko czy to jest prawdziwy Bóg? Czy też lęk ten bardziej podobny jest do bojaźni Bożej, w której to odkrywam mego Stworzyciela i Zbawiciela i zdumiony widzę, że On za mnie dobrowolnie umiera?
Niestety, tak często dziś owo Boga się nie boisz nie znajduje „podmiotu”. Bóg został zabity przez człowieka i na dodatek człowiek się tym chełpi. Nie na próżno Pascal napisał, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, a człowiek odpłacił Mu tym samym – stworzył boga na swój człowieczy obraz i posłuszeństwo. Jaki „bóg” takie też będzie „zbawienie”.
Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?
Syn Człowieczy woła do Ojca z całą mocą w swej bezsilności i bezradności – to też ekstremalne doświadczenie. On nie boi się Ojca! Krzyk Jezusa nie jest przeniknięty strachem niewolnika. Syn jest z Ojcem zjednoczony i to wcale nie przeszkadza w wyrażeniu doświadczenia „osamotnienia”. Nie jest to podobne do wygrażania Bogu, do zrzucania na Niego odpowiedzialności za wszystko zło.
Wytrwał do końca i zbawienie dokonało się dla nas i całego świata. Jakże inny jest okrzyk Syna. Podobne do walki do ostatniego tchnienia. I tak jest… wszak wydaje to tchnienie, które jest biblijnym tchnął w jego nozdrza tchnienie życia i człowiek stał się istotą żywą. Po raz kolejny wydaje siebie, całkowicie, bez ograniczeń dla człowieka. Jego śmierć to nasze „ponowne stworzenie”, przypomnienie kim jesteśmy, ożywienie. Oto stary człowiek umiera, by narodził się nowy człowiek.
A dziś też krzyczymy – przynajmniej w ewangelii Niedzieli Palmowej – od hosanna do ukrzyżuj Go. Z jakiej racji? Na bazie czego? Z powodu czego? Z powodu kogo? Zastanówmy się nad naszym krzykiem, który może być też niemym krzykiem.
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl