Tekst ewangelii: Mt 15, 21-28
Jezus podążył w okolice Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych stron, wołała: “Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko nękana przez złego ducha”. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: “Odpraw ją, bo krzyczy za nami”. Lecz On odpowiedział: “Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”. A ona przyszła, padła Mu do nóg i prosiła: “Panie, dopomóż mi”. On jednak odparł: “Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom”. A ona odrzekła: “Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą okruchy, które spadają ze stołu ich panów”. Wtedy Jezus jej odpowiedział: “O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak pragniesz!” Od tej chwili jej córka była zdrowa.
Balans na linie codzienności
Ile to razy zostawiamy na potem, bo wynikła sprawa nie cierpiąca zwłoki. Tyle z tym, że w ostatecznym rozrachunku odkrywamy zwłoki, albowiem nie wypełniliśmy tego, co do nas należało zajmując się innymi rzeczami. Ufam, że rozumiemy tę logikę. W wymiarze duchowym zły duch kusi albo do lenistwa albo do przepracowania. To pierwsze wiadomo z czym jeść, natomiast to drugie wcale takie oczywiste nie jest. Bo nie chodzi o pracoholizm, bo ten nadaje się do leczenia. Chodzi o to, by robić jeszcze więcej, więcej i więcej. Działanie ma być centrum istnienia. Nieprawda! Centrum stanowi być, a nie mieć czy działać.
W jednej z reguł rozeznawania duchów św. Ignacy Loyola przestrzega, że nieprzyjaciel natury ludzkiej albo powoli wygasza ogień gorliwości, albo rozpala go tak, że ten staje się niepohamowaną nadgorliwością, a ta, jak wiadomo niczemu dobremu nie służy.
Jakże trzeba nam prosić o równowagę w byciu, a ta dla przykładu zawiera się w benedyktyńskim motto ora et labora czy też ignacjańskim szukać i znajdować Boga we wszystkim i wszystko w Nim. Św. Paweł ujął to w krótkim czy jecie czy pijecie czy cokolwiek innego czynicie na chwałę Bożą to czyńcie.
Uwaga na rozproszenia (nie tylko na modlitwie)
Pan Jezus podąża w okolice Tyru i Sydonu – idzie tam z konkretną misją, a dokładnie to droga do wypełnienia misji. Jakiej? Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela. Wiadomo zaś, że okolice Tyru i Sydonu to ziemie pogańskie, gdzie raczej niechętnie pojawiali się przedstawiciele domu Izraela. Pilnuje Pan Jezus otrzymanego zadania. Nie daje się rozproszyć, bo to podstawowe działanie złego. Chce rozproszenia czy też rozdrobnienia lub też rozmienienia na drobne. Wtedy – jak każdy wie – o wiele łatwiej jest wydać sto złotych, gdy to jest w drobnych banknotach niż rozmienić cały stuzłotowy banknot.
Nie wolno nam zbyt łatwo podejmować rozproszenia. Hm, ciekawe, że w podejmowaniu kolejnych zobowiązań jakoś rozproszenia nie przychodzą, a gdy siadamy do modlitwy to obsiadają nas zewsząd. Sięgamy podstawy, a mianowicie relacji z Panem czyli modlitwy. Bo więź ma być sycona, budowana, pogłębiana, a bez spotykania się do tego nie dojdzie.
To na modlitwie odczytujemy wolę Ojca! Nie w konferencjach czy naradach. Czy pytam się Ojca czy kogoś innego o to, co mam czynić? A dokładnie kim mam być? Jeśli bowiem odkrywam, że jestem (i mam być!) dzieckiem Bożym to już mniej więcej domyślam się jak winno wyglądać moje życie. Dziecko Boże nie zajmuje się czymś co mogłoby odciągnąć go od Ojca i zabrać mu choć odrobinę dziecięctwa. Nie jest leniem. Jest mądrym człowiekiem rozeznającym i rozpoznającym zagrożenia.
Kto się zniechęcił?
Sytuacja jest po ludzku poważna. Bo oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych stron, wołała: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko nękana przez złego ducha. Poważna, bo nękanie złego jest takową sprawą. W kontekście dzisiejszej ciekawości ludzkiej bylibyśmy rozczarowani, że Pan Jezus nie odezwał się do niej ani słowem. Czy Go nie obchodzi los tej kobiety i jej córki? Skąd takie wnioski? A może warto byłoby się zastanowić nad tym, żeby nie skupiać się na efektach specjalnych w swojej codzienności, a zabrać się za wypełnianie wiernie tego, co do mnie należy?!
Uczniowie nie skupili się na dręczeniu złego. Oni nie chcieli, by chodziła za nimi i krzyczała. Bo jest to denerwujące. Bo zwraca to uwagę i ludzie się oglądają. Ile to krzyku rozlega się wokół chrześcijan i na nich? Ilu to krzyczy za nami? Czy słyszymy czy też słyszeć nie chcemy? Czy mamy się za bardzo przejmować? Pan Jezus daje im odpowiedź gorszącą, taką, która po raz kolejny pokazuje, by wypełniać swoją misję: Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela.
Kto tu się bardziej zniechęcił? Uczniowie czy ta kobieta? Bo Pan jest wierny. Myślę, że uczniowie mieli już serdecznie dość. Czy nie jest tak, gdy odrywamy się od Ojca i chcemy zaradzić całemu złu świata? Tymczasem kobieta uczy nas pokory i to jakiej. Przychodzi i dalej rozmawia (nie pertraktuje). Nie daje się wybić z rytmu. Ona przychodzi ze swoją misją. Padła Mu do nóg i prosiła: Panie, dopomóż mi. I znowu jak obuchem słyszy: Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom. I odparowuje z wiarą: Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą okruchy, które spadają ze stołu ich panów. Mądrość i pokora to siostry wiary. Usłyszała: O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak pragniesz! Da się! Jakże trzeba nam się uczyć stylu Pana Jezusa!
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ