Przesiądź się wyżej – Łukaszowe pięciominutówki na sobotę 29 października 2022

Tekst ewangelii: Łk 14,1.7-11

Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: Ustąp temu miejsca; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: Przyjacielu, przesiądź się wyżej; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.


Obserwacja czy śledzenie?


Jakże czuje się człowiek, który wie, że jest inwigilowany? Niekomfortowo. Szczególnie taki, który ma coś do ukrycia, a śledzący (nie śledczy) chcą to odkryć. W ewangelii mamy inną sytuację, albowiem śledzący mają potwierdzić założenie śledczych (często są to te same osoby), a mianowicie, że Jezus zasługuje na śmierć, bo występuje przeciw Bogu i prawu, a dokładnie przeciw temu drugiemu, bo w końcu nie będą Go zabijali za dobro, które uczynił, ale za to, że nazywał siebie Synem Bożym.

Pan Jezus wie, że chcą Go złapać na gorącym uczynku. Zna ich zasady i… nie poddaje się lękowi. Nie przestaje być sobą. On nie ma nic do ukrycia. Bo zdajemy sobie sprawę, że gdyby się usunął w cień, zniknął z horyzontu społeczno-ekonomiczno-politycznego to prawdopodobnie zostawiliby Go w spokoju. Jednak czy w życiu chodzi o taki spokój? Przecież podobny jest taki stan do pokoju bez okien i drzwi, w którym zamyka się człowiek.

Nie da się Go wyśledzić, bo u Niego wszystko widać jak na dłoni. Nic przed wami nie ukrywam, mówi Ojciec w Synu i przez Syna. To szatan sączy w nasze umysły i serca rajską pokusę, że Bóg nie dzieli się wszystkim, że coś ukrywa tylko i wyłącznie dla siebie (co obrazuje drzewo poznania dobra i zła).


Pan nie jest śledczym


Czy reakcja Pana Jezusa na to, że wybierali sobie pierwsze miejsca należy do gatunku wet za wet? Czy Pan śledzi ich, by im wytykać błędy i wypaczenia? Żadną miarą. Pan zauważył, a więc było to widoczne tyle z tym, że dla samych zainteresowanych (i otoczenia) stało się takie postępowanie czymś naturalnym i oczywistym. Wiadomo, że przywódcy mają pierwsze rzędy. Nikt tego nie neguje ni pyta się dlaczego tak ma być.

Bóg nie śledzi człowieka. Nie musi. On wie, co dzieje się w naszym życiu, w każdym jego szczególe. Każda chwila toczy się pod Jego czujnym i miłującym spojrzeniem. To oko matki i ojca. To oko kogoś, kto miłuje, kto go nie zmruży nigdy, by nie umknęła ni chwilka, by ochronić w każdym momencie. Niedowierzamy, że On taki jest. Stąd właśnie wychodzą nasze próby sprawdzania Go. Trochę jak dziecko, które drobi w kierunku zakazanym i ogląda się dokąd rodzic pozwoli. Nie rozumie (lub też nie chce zrozumieć) zakazu i dlatego ostentacyjnie (mniej czy bardziej) chce go złamać.

Obserwacje Boże są dla nas, a nie przeciwko nam. Dziwne, że jak ktoś chce nas przestrzec to się obruszamy i stawiamy opór, a gdy ktoś inny proponuje nam rzeczy niesprawdzone i niepewne to rzucamy się na to, jakbyśmy byli wygłodniali i wyposzczeni. Gdzieś pogubiły się nam miary dobrego smaku i gustu. Czy nie warto choć przez chwilę podjąć i rozważyć tego, co Pan nam mówi?


Co na to Pan Jezus?


I tutaj pojawia się problem duchowy, a mianowicie kiedy pojawia się ktoś u kierownika duchowego i opowiada o swoich doświadczeniach wynikających z podjętych decyzji pada pytanie: a co na to Pan Jezus? Czy zapytałeś się Go, o to, co On sądzi o tym? Niestety, niewielu pyta. Argumentem koronnym na „usprawiedliwienie” jest to, że Go nie słyszę, że On być może mówi, ale do mnie nie dociera.

Wydaje mi się, że za bardzo nie chcemy Go słuchać, szczególnie jego obserwacji dotyczących mojego, osobistego żywota. Dlatego łatwiej jest powiedzieć, że jestem głuchy, albo że nie znam tego języka. Nie wymigujmy się. Nie odrzucajmy Jego miłości! Wszak miłość prawdziwa jest konkretna. Jego słowa, które są także upomnieniem czy reprymendą są słowami miłości, a nie nienawiści, słowami zaproszenia do przemiany, a nie potępienia i odrzucenia.

Bez wsłuchania się w Jego pouczenie ciągle będziemy robić błędy „towarzyskie” zajmując nie swoje miejsce i będąc przesadzanym. Pierwsze i ostatnie miejsca też są dla kogoś zarezerwowane, a dokładnie przypisane. Przecież dobrze wiemy, że w filharmonii nie zawsze pierwsze rzędy są najlepsze do słuchania granych czy śpiewanych utworów. To Jego słowo zaprasza nas nieustannie przesiądź się wyżej. I zaproszenie to dotyczy nie byle kogo, kogoś tam, ale przyjaciela.


o. Robert Więcek SJ


Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl


Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ