Tekst ewangelii: Mt 7,1-5
Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.
Robisz Ty– zrobią tobie
Co robimy to i nam zrobią. Posiejesz wiatr, jak mówi Pismo, zbierzesz burzę. Zasiejesz ziarno to po jakimś czasie zbierzesz owoce tegoż ziarna. Dobre słowo rodzić będzie dobrą odpowiedź. Dobre czyny pójdą za nami. Tak samo złe czyny niosą ze sobą zło. Nie ma na ziemi sytuacji nieodwracalnych tzn. możemy ciągle się poprawiać jeśli nasze myśli, słowa czy dzieła potrzebują poprawy. Istnieje także możliwość polepszenia czyli by one były lepsze, bo są dobre.
Ewangelia Mateusza porusza jedną szczególną dziedzinę życia ludzkiego: mowa i jej wpływ na żywot. Chyba nie zdajemy sobie sprawy do końca z konsekwencji wynikających z używania daru mowy. Czynimy to nie tylko słowami, ale i myślami, bo najczęściej to nimi sądzimy. Dołóżmy do tego gesty, spojrzenia i słowa. Ileż w nas jest postawy osądzania? Wydajemy sądy, bo wydaje się, że mamy rację, że wiemy lepiej. Tymczasem nie znamy całej sytuacji, nie znamy wszystkich powiązań czy skojarzeń. Widzimy jeden element i z niego snujemy swoje opowieści o całości. Tworzymy swoje światy i historie, a jest to bardziej bajdurzenie niż realne spojrzenie. Im więcej żyjemy poza naszą rzeczywistością (w świecie bajdurzenia) tym bardziej osądzamy i tym bardziej surowi jesteśmy.
Dlaczego nie mamy sądzić? Jest pewien ciąg, a mianowicie wydając sąd wchodzimy na drogę wyegzekwowania wyroku (co brzmi jak egzekucja). Pan Jezus nie chce takich postaw u nas, albowiem nie chce, byśmy byli sądzeni. To nie Bóg nas sądzi. To my sami siebie sądzimy, a takim sądem, jakim sądzimy, i nas osądzą. Niechże dotrze to naszych głów i serc ta prawda: taką miarą, jaką mierzymy, nam odmierzą.
Przerażeni miarą
Myślę, że trzeba byłoby częściej przerażać ową miarą, według której myślimy, decydujemy, mówimy i czynimy. Niech będzie to bojaźń Boża. Z miłości do Boga nie odsądzajmy od czci tych, których postawił nam na drodze. Tak się składa, że widzimy, a dokładnie nieprzyjaciel natury ludzkiej pokazuje nam drzazgi, odrobinki i skupia na nich nasze patrzenie i… sądzenie. Z jednej plamki na szybie negujemy pracę wykonaną przez tych, co myli okno. Jeden błąd rzutuje na całe wydarzenie. Ileż w nas chorego perfekcjonizmu?! Z jednej strony sami chcemy być perfekcyjni i tacy mają być inni, a z drugiej od innych wymagamy perfekcji. Nie dostrzegamy ograniczoności każdego z nas, a gdy ją dostrzegamy to załamujemy ręce i wpadamy w rozpacz, że nie jest tak jakby miało być.
Opieramy się zbytnio na sobie i swoich wyobrażeniach. Drzazga przeszkadza i potrafi uprzykrzyć. Z reguły jej nie widać, ale patrząc na zachowania możemy się domyślać, że coś wpadło do oka. Naturalną rzeczą nie jest wytykanie palcem. Normalnie człowiek bierze chusteczkę i stara się wyjąć drzazgę, a jest to operacja delikatna i wymagająca cierpliwości. Widzisz drzazgę w oku brata? To wyciągnij ją, by go nie bolało. Dociskając mogę sprawić, że wbije się jeszcze bardziej i zniszczy oko.
Niemożliwością zaś jest to, by zobaczyć drzazgę w oku drugiego gdy w moim wbita jest belka. Albowiem belka ta oślepia mnie. Ona nie pozwala mi dobrze widzieć. A więc nie zawsze co mi się wydaje, że jest drzazgą nią jest. Taka belka deformuje w dużym stopniu sposób podchodzenia.
Miara i obłuda
Miarą obłudy jest przeświadczenie, że mogę wyjąć drzazgę z oka brata gdy w moim tkwi belka. Groteskowo wygląda taka próba ratowania bliźniego. Myślę, że poranimy wiele innych osób takim wymachiwaniem belką. Trzeba ją rozszczepiać i po kolei wyciągać kawałek za kawałkiem. Być może nie da się od razu wszystkiego. Gdy dokonujemy wielkich porządków to zaczynamy od tych najbardziej rzucających się w oczy, rzekłbym śmiertelnych spraw, a potem powoli układamy wszystkie inne.
Gdy coś się wbije w nasze ciało to w wielu wypadkach lekarze mówią, by tego nie ruszać, bo wywołać możemy śmierć. Belka nie wbija się sama. A gdy już jest wbita to trzeba ją umiejętnie wyciągać. Wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz. Oko zdrowe widzi co i jak i znajduje właściwą drogę dotarcia do tego, by wyjąć drzazgę z oka brata. Jakaż to ulga! I dla jednego i dla drugiego.
Przeciwieństwem obłudy jest pokora – poprosić czasami brata, by pomógł mi wyciągnąć belkę i gdy zobaczy drzazgę, by mi ją wskazał i pomógł usunąć. To taka wzajemna pomoc braterska, byśmy wzrastali w miłości.
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ