Patrzy i woła z góry po imieniu… powołanie i na Golgocie… także przy nawróceniu Szawła u bram Damaszku…
Góra to ulubione miejsce spotkania Syna z Ojcem. Nie jest to postrzępione, niedostępne pasmo czy szczyt. Św. Ignacy Loyola, gdy stawia nad przed Królem Wszechświata to zachęca, by rozważyć, jak Chrystus, Pan nasz, staje na wielkim polu w okolicy Jerozolimy, na miejscu niskim, cały piękny i wdzięczny [miły] (Ćwiczenia duchowe nr 144). Ta Boża góra naznaczona jest łagodnością, rzekłbym owiewana powiewem łagodnego wietrzyku i to stamtąd schodzi po całonocnej modlitwie Pan całego świata i wybiera tak wiele osób – Apostołów, Uczniów itd. i rozsyła ich po całym świecie, rozsiewając [przez nich] swoją świętą naukę wśród ludzi wszystkich stanów i wszystkich pozycji społecznych (Ćwiczenia duchowe nr 145). Woła nas po imieniu. Zna nas osobiście. Rozlega się: Piotrze, Janie, Jakubie… brzmi także Szawle, Szawle u bram Damaszku. Wiem, kim jesteś, wiem, co zamierzasz, ale mimo wszystko zwracam się właśnie do ciebie.
Albowiem jedynie osobiste, nie anonimowe spotkanie z Chrystusem zmienia życie. Jezus, nasz Król, dobrze zna nasze wnętrze. To Jego łaska sprawia, że prześladowca (Szaweł) staje się naśladowcą (Paweł), że przechodzi od niewiedzy do poznania. Z góry, od Ojca świateł, zstępuje na świat łaska, ta niezasłużona i bezwarunkowa miłość, światło, które radykalnie zmieni życie człowieka.
By to stało się mym udziałem to trzeba mi poznać. Św. Ignacy Loyola w kontemplacji o Wcieleniu, która następuję po kluczowej medytacji o Wołaniu króla kładzie nacisk na ten wymiar wejścia w relację z Panem. Tutaj prosić o dogłębne poznanie Pana, który dla mnie stał się człowiekiem, abym go więcej kochał i więcej szedł w jego ślady (Ćwiczenia duchowe nr 104).
Czyż w naszych sercach raz po raz nie pojawia się to jakże ważne pytanie Szawła: Kto jesteś, Panie? (Dz 26, 15). To zbyt mało usłyszeć o Chrystusie od innych. Konieczna jest osobista, bezpośrednia rozmowa z Nim, nawet jeśli być może mamy jeszcze nieuporządkowane serce, umysł pełen wątpliwości albo wręcz pogardy wobec Chrystusa i chrześcijan. Odpowiedź Pana jest bezzwłoczna: Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz.
Pan Jezus utożsamia się z Kościołem i chrześcijanami. Do tego spotkania Szaweł widział Jezusa tylko poprzez wiernych, których zamykał w więzieniach, za których skazaniem na śmierć sam głosował. Widział także, jak chrześcijanie odpowiadali dobrem na zło, na nienawiść – miłością, akceptując niesprawiedliwości, przemoc, obelgi i prześladowania znoszone dla imienia Chrystusa. Choć o tym nie wiedział, to spotkał już Chrystusa: spotkał Go w chrześcijanach!
Dziś wiele razy padają słowa: Jezus tak, Kościół nie. Jednak nie można poznać Jezusa, nie znając Kościoła. Nie można poznać Jezusa inaczej, jak poprzez braci i siostry z Jego wspólnoty. Nie można mówić, że jest się w pełni chrześcijanami, jeśli nie żyje się eklezjalnym wymiarem wiary. To jest „góra”, na którą wchodzimy i z której rozlega się głos Dobrego Pasterza, Tego, który daje życie swoje za owce. Króla, który jest przy swoich poddanych.
W medytacji Wołanie króla tenże zwraca się do wiernych: Przeto ten, co zechciałby pójść za mną, powinien ze mną się trudzić, aby idąc za mną w cierpieniu, szedł też za mną i w chwale (Ćwiczenia duchowe nr 95).… w praktyce oznacza to, że powinien zadowolić się tym samym pożywieniem, co i ja, tym samym napojem i odzieżą itd. Podobnie winien tak samo jak ja pracować za dnia, a czuwać po nocy itd., aby wreszcie stał się uczestnikiem mego zwycięstwa, jak był uczestnikiem moich trudów (Ćwiczenia duchowe nr 93).
Stawiamy opór wobec takiej „góry”. Nie zgadzamy się na patrzenie z góry (to ludzkie) i nie akceptujemy tego spojrzenie z wysokości miłosierdzia Bożego na nas. Wierzgamy przeciwko ościeniowi. Bóg w Synu przemawia do nas od wieków. To nie jest jednorazowe trącenie. To ziarenko do ziarenka, by była odpowiednia miarka. Pan chce nas przyciągnąć do siebie. Jakże słodko brzmią słowa: Jak długo będziesz ode mnie uciekał? Dlaczego nie słyszysz, że cię wołam? Czekam na twój powrót. Gdzie jesteś? Nie chowaj się po krzakach. Gdy jest się w górach to rozpala się ogień, by ogrzać zmarznięte ciało. Także w naszych, niekiedy stwardniałych (zatwardziałych) sercach jest ogień, którego nie da się ugasić. Kto wie czy skały w sercu nie są najtrudniejsze do zdobycia?!
Dla Boga nie ma osoby, która byłaby stracona. Dopóki żyjemy nie jesteśmy poza zasięgiem łaski i miłosierdzia Bożego. Krzyż, na którym zawisł i skonał nasz Pan i Król, jest tego przyciągającym znakiem. Każdy sakrament pojednania i każda Eucharystia są wejściem na Golgotę i usłyszeniem jak ważny jestem dla Ojca. O żadnym z nas nie można powiedzieć: jest zbyt daleko… jest zbyt późno… I choć przeciwstawiamy się i robimy na opak to w sercu nosimy ukrytą potrzebę zaangażowania się, kochania ze wszystkich sił, identyfikowania się z pewną misją! To jest w nas i to widzi Pan Jezus wołając do każdego z nas z osobna: Wolą moją jest podbić świat cały i wszystkich nieprzyjaciół i tak wejść do chwały Ojca mego. Przeto ten, co zechciałby pójść za mną, powinien ze mną się trudzić, aby idąc za mną w cierpieniu, szedł też za mną i w chwale (Ćwiczenia duchowe nr 95).
o. Robert Więcek SJ
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ