Tekst ewangelii: Mk 3, 31-35
Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. A tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: “Oto Twoja Matka i bracia na dworze szukają Ciebie”. Odpowiedział im: “Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?” I spoglądając na siedzących dokoła Niego, rzekł: “Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką”.
Pełnić wolę Bożą
Myślę, że to klucz do zamka. Niestety, coraz częściej słyszę, że pełnić wolę Bożą to krzyż nie-do-uniesienia. Jak pytam co jest nie-do-uniesienia to… okazuje się, że codzienność, że wszystko męczy, że się nie chce, że nie ma to sensu. Taki zbiorowy objaw depresji. Nic się nie chce. Nie ma co zmieniać. Po co się wysilać?
Któż to do naszych głów włożył takie pojęcie pełnienia woli Bożej? Czy dziecko z radością nie chce – znając swoje możliwości – pełnić woli rodziców? Tutaj też rodzice uczyć się muszą, by ich pragnienia (i możliwości) nie przysłoniły tego, że dziecko nie jest w stanie uczynić tego, co dorosły. Na dodatek dziecko od razu wychwytuje niekonsekwencję rodziców i… wykorzystuje ją przeciwko nim lub też przeciwko sobie samemu.
Pozostaje więc zapytanie o to kim jest Bóg, który wyraża swoją wolę. Czy to On prawdziwy czy to moje wyobrażenie o Nim? Dzisiejsza wizyta w ewangelii nie jest wcale odwiedzinami krewnego. Przyszli i wejść nie chcieli. Posłali, by On wyszedł ku nim. Nie pasowała im mowa i zachowanie Jezusa. Znali Go i to dobrze. Jednak nie zgadzało się to z ich wyobrażeniem.
Miganie się od słuchania
Czemu to w woli Bożej od razu biegniemy pod krzyż? I znów niestety pod swój, a nie pod krzyż Syna Bożego. Jacy to my biedni? Ciekawe, że w wielu wypadkach (czy wręcz ośmielę się twierdzić w większości) dopiero się do Boga zwracamy, gdy coś uznajemy za krzyż. Jak jest dobrze to tak trudno odnieść do Niego owo dobro. Ucieszyć się z faktu bycia obdarowanym.
Tak więc wnioskuję, iż to, co złe – wedle logiki ludzkiej – to od Boga i wtedy są pretensje do Niego. Czemu tak? Dlaczego ja? W takim bądź razie to, co dobre to od kogo pochodzi? Bóg nie stworzył zła. Śmierć weszła na świat przez zawiść diabła. Stworzyciel robi wszystko, by uratować stworzenie. Nie da się zachować status quo przed grzechem, bo ten zrujnował ów porządek. Natomiast Bóg pragnie i taka jest Jego wola, abyśmy odkrywali kim jesteśmy i zmierzali do domu, w którym jest miejsce dla każdego już przygotowane. Czy to jest coś złego? Czy mamy się bać takowej woli? Że ktoś chce dla nas dobrze i na dodatek nie robi tego na siłę?
Przyglądamy się całej sytuacji, która jest dosyć groteskowa. Albowiem stojący na dworze wiedzą, gdzie się znajduje Pan Jezus, jednak nie idą do Niego. Nie wiem, co do końca chcieli przekazać Panu Jezusowi ludzie ogłaszając: Oto Twoja Matka i bracia na dworze szukają Ciebie. Nie szukali, bo wiedzieli gdzie się znajduje. Trzeba wejść do domu, by Go zobaczyć. Trzeba usiąść u Jego stóp, by Go posłuchać. Wtedy zapewne wiele spraw się rozjaśni – także z wolą Bożą, która w ostatecznym rozrachunku określona jest jako tajemnica i przy okazji wyrażone, że to nie dla mnie, bo nie wiem, bo nie rozumiem.
Stoisz czy szukasz?
Są dwa czasowniki, które mówią wiele o stosunku do woli Bożej. Pierwszy to stać na dworze. Oznacza to umiejscowienie poza terenem wiedzy. Mniej więc jak trzymanie książki kucharskiej na półce w kuchni i narzekanie, że nie umiem gotować. W takiej postawie ciągle pozostaję przy swoim i brak mi otwartości na przychodzącego Boga.
Drugi to szukać. W przypadku krewnych Pana Jezusa chodziło o wejście do domu, o zrobienie tego jednego kroku, by przekroczyć próg. Dla wierzących pomocą wielką być może motto, które powtarzał św. Ignacy Loyola: Szukać i znajdować Boga we wszystkim i wszystko w Nim. Oto szukanie woli Bożej. Każdy dzień jest niespodzianką od Boga. Bo jest Bogiem niespodzianek. To nie jest podane na tacy, a ja jak rozleniwiony i zmanierowany klient w restauracji wybrzydzam. Dla każdego coś dobrego i na dodatek dostosowane do każdego. Bóg zaiste ma fantazję i pragnie się nią dzielić ze swoim umiłowanym stworzeniem.
Człowiek nie jest jakimś tam stworzeniem. Słyszymy, że Bóg nazywa nas braćmi i siostrami, a więc jesteśmy Jego dziećmi i to nie tylko z nazwy, ale rzeczywiście, bo przynależymy do Niego, Jego jesteśmy! Tego, który jest nam Ojcem. Tego, który nas umiłował do końca. Jakaż więc może być wola Ojca? Czy zagrażająca nam czy też dająca nam przestrzeń i życie?
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek