Tekst ewangelii: Łk 6,39-42
Jezus opowiedział uczniom przypowieść: „Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Jak możesz mówić swemu bratu: “Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku», gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata”.
Ślepota i orientacja w terenie
Niewidomi wyrabiają w sobie zdolność orientacji. Potrzebują do tego stałości. Myślę, że również zaufania do siebie – uwierzenia, że mogą się poruszać o własnych siłach korzystając z tego, co mają. Nie myśląc o tym, czego brakuje.
Tak się właśnie dzieje, gdy wiemy, co mamy. Nawet w ciemnościach, w których nic nie widać jesteśmy w stanie się orientować. Tak wiele moglibyśmy się nauczyć od niewidomych. Bo widząc nie widzimy.
Jeśli w takim stanie próbujemy prowadzić innych niewidomych to… wpadniemy w dół razem. Wcale nie oznacza, że niewidomy nie może pomóc niewidomemu. Wyżej powiedziałem, że ci, którzy widzą wiele mogliby się nauczyć od tych, co nie widzą.
Pełnia wykształcenia
Bez pełni wykształcenia nie ma wiedzy i można szkody wyrządzić. Nie wystarczy przeczytać podręcznika anatomii człowieka, by stać się chirurgiem. Nie wystarczy skończyć studiów, by być profesorem. To kształcenie przebiega przez całe życie. Bo całe życie się uczymy. Nieprawdziwym byłoby stwierdzenie, że niewykształceni jesteśmy. Tyle, że ten kto poznaje nie zaspokaja się od razu – właściwie jest nienasycony, bo pragnie wiedzy. Tak wygląda miłość, która chce poznawać tego, którego kocha. Nigdy się nie męczy. Daje się zaskakiwać.
Jeśli naszym nauczycielem jest Jezus Chrystus – Ten, który jest miłością to… nie przewyższymy Go nigdy. Gdy osiągniemy stan zjednoczenia to będziemy w pełni, a każdy w swojej mierze, wedle swoich zdolności.
Bo chrześcijanin ma być jak jego Nauczyciel. I zmierzamy dzień po dniu do tej pełni wykształcenia, którą podsumować można słowami Apostoła Narodów: Teraz już nie ja żyję, a żyje we mnie Chrystus! (Ga 2,20)
Losy belki i drzazgi
Drzazga, a cóż dopiero belka w oku sprawiają, że nie widzimy. Choć… da się z nimi żyć – przyzwyczaić się do nich. Zauważmy, że to są obiekty z zewnątrz. Niewidomi takimi się rodzą lub też jakaś choroba czy wypadek wywołuję utratę wzroku. Taka drzazga nie pozwala widzieć. Irytuje. A im bardziej chcemy ją wyjąć to… zapada się coraz głębiej. By wyjąć drzazgę (belkę) potrzeba drugiego. Nie wytykającego palcem, a wyciągającego ją z całą delikatnością z oka.
Na tym polega niewykształcenie, że widzimy drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegamy. I tak skupiamy się na drzazdze u drugiego, że ślepniemy, bo takie działanie ma owo przypatrywanie się, a lepiej byłoby powiedzieć śledzenie.
Wtedy bez zmrużenia oka powiemy bliźniemu: Bracie (czyż nie mówi to o bliskości relacji?!), pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku. Dobrze, bo choć jej nie widzi – jak ma to zobaczyć – to zapewne go uwiera. To jednak nie daje mi prawa do zapomnienia, że belka w mym oku jest o wiele groźniejsza. Trzeba równowagi tzn. wyrzucenia najpierw belki ze swego oka, to zaś sprawi, że przejrzę, co z kolei pozwoli mi usunąć drzazgę z oka swego brata. I taką kolejność zachowujmy.
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ