Tekst ewangelii: Mk 6, 1-6
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: “Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: “Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.
Bóg swój lud nawiedził
Oto dynamika Bożego przychodzenia – to nie są tylko kurtuazyjne odwiedziny, zaglądnięcie kilka razy do roku. Nawiedza tzn. przenika swą obecnością. Słowo stało się ciałem i rozbiło swój namiot pośród nas, w obozowisku. Przecież każda miejscowość i miasto są Jego rodzinnym. Świat jest naszym domem. Bóg chce mieszkać w naszym domu. To pragnienie Boga naprawdę kieruje się ku mnie – chce być ze mną, zawsze i wszędzie. Dodałbym z całą nadzieją na zawsze.
Gdzie Pan Jezus tam i Jego uczniowie, wierni towarzysze. Chrześcijanie nie są wyobcowani, choć traktowani jak obcy. Skoro świat jest domem i mieszka w nim Bóg to wierzący też mają ten świat za dom. Być blisko Ciebie chcę – śpiewamy w jednej z pieśni. Oto wołanie serca człowieczego, a także i to z jakże większą mocą krzyk Bożego Serca.
Gdzie taka bliskość ma swoją przestrzeń? W rodzinnym mieście, pośród swoich, gdzie wszyscy się znają. Najlepiej spotkać Boga na pustyni, która wbrew pozorom nie jest pusta. Pisarz Carlo Carretto napisał książkę Pustynia w mieście i sam tytuł podaje jakże aktualną na dziś intuicję. Wymiar pustyni jest nieodzowny w życiu człowieka, w jego rozwoju, w jego stawaniu się osobą i uczniem Pana.
Niepasujące szufladki
Widzimy i słyszymy z tego fragmentu ewangelii, że wcale rodzinne miasto nie musi być sprzyjającym miejsce na przyjęcie Boga. Bo cały kontekst może uśpić. Wydaje się, że jesteśmy bezpieczni, a może lepszym określeniem będzie przymiotnik zabezpieczeni. Wiemy wszystko. Mamy pod kontrolą. Wiemy, kto jest kto i na czym stoimy. Znamy Jezusa. Poczytaliśmy o Nim. Słuchaliśmy Go. I „włożyliśmy” Go do odpowiadającej nam (niekoniecznie odpowiedniej) szufladki. Cieśla, syn Maryi. Do tego mieści się w kręgu Jakuba, Józefa, Judy i Szymona, a Jego siostry są nam znane.
Tenże przychodzi do swego rodzinnego miasta, także do mego rodzinnego miasta. Nawiedza. Z reguły mieszkańcy danej miejscowości chlubią się sławnymi ludźmi pochodzącymi spośród nich. Chodzą z dumnie podniesioną głową. Czy w tym przypadku ma to miejsce? Wejście Pana Jezusa do synagogi i nauczanie w szabat było czymś naturalnym. Słuchali Go i tutaj pojawia się rysa w ich spojrzeniu na własny świat. Szufladka jakby nie pasowała do szafy.
Bo słyszymy, że wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: “Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Bez obecności Boga w naszych rodzinnych miastach (małżeństwach, rodzinach, parafiach, wspólnotach) zamykamy się, dusimy we własnym sosie i każda „nowość” traktowana jest jako zagrożenie. Skoro mądrość potwierdzona cudami to całkiem sensowne jest pytanie o źródło.
Pytanie bez odpowiedzi
Z reguły stawiając pytanie czekam na odpowiedź. Ich pytanie było zadane samym sobie. I chyba raczej należało do klasy retorycznych. Czyżby nie chcieli się nauczyć? Poszerzyć wiedzy? Skąd On to ma? Dobrze wiedzieli, że czyny, których dokonywał świadczyły o Bożym pochodzeniu i to nie byle jakim, albowiem tego rodzaju cuda tylko zapowiedziany Mesjasz mógł wypełniać.
Czy chcieli przyjąć do wiadomości, że jeden z nich jest Mesjaszem? Że oto pośród nich narodził się obiecany przez proroków i oczekiwany przez wieki? Nie. To nie mieściło się w ich głowach. Zaiste, to nie mieści się w naszych głowach. I zmieścić się nie może! Mają one za małą pojemność. Jednakże powątpiewanie, o którym mowa jest raczej zamknięciem się na możliwości Boże, a te są nieograniczone. Dlatego pytania pozostają bez odpowiedzi, bo nie chcą ich słuchać.
Jakże mocne i smutne jest zdanie wypowiedziane przez Syna Bożego do swoich, do mieszkańców rodzinnego miasta! Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. Nie żeby chciał sławy dla siebie. Smutne, bo oto Ojciec wydał swego Syna Jednorodzonego, który przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli. Miłość została odrzucona. Zraniona do głębi. Zamknięto Bogu możność działania, bo przez ich powątpiewanie nie mógł tam zdziałać żadnego cudu. Istotnie, można zadziwić Boga swoim niedowiarstwem.
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl
Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ