Pójście za wbrew opinii – markowe pięciominutówki na sobotę 14 stycznia 2023

Tekst ewangelii: Mk 2, 13-17

Jezus wyszedł znowu nad jezioro. Cały lud przychodził do Niego, a On go nauczał. A przechodząc, ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego na komorze celnej, i rzekł do niego: “Pójdź za Mną!” Ten wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami. Wielu bowiem było tych, którzy szli za Nim. Niektórzy uczeni w Piśmie, spośród faryzeuszów, widząc, że je z grzesznikami i celnikami, mówili do Jego uczniów: “Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami?” Jezus, usłyszawszy to, rzekł do nich: “Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.


Plajta nie przychodzi od razu


Nietrafione pomysły (inwestycje) kończą się plajtą. Pomyłki łączą się ze smutnymi konsekwencjami. Byle nie widzieć w czarnych kolorach ni koloryzować. Jakże potrzeba nam prostoty w patrzeniu na rzeczywistość? W I Księdze Samuela (8, 4-7.10-22a) czytamy opowieść o tym, jak lud w swoim uporze chciał króla nad sobą. Prorok jasno im wskazał, że to nietrafiony pomysł tym bardziej, że motywem było upodobnić się do otaczających ich ludów. Oni z uporem trwali przy swoim i Pan rzekł do proroka, by to uczynił… ze wszystkimi konsekwencjami. Wszak chcieli króla jak inni, a więc króla z prawami jak inni (królowie).

Chcieli się pochwalić, że nie odstają, że nie są inni choć ciągle za innych (w domyśle obcych) byli uważani. Czy pochwalić? A może wtopić się, by owa inność nie raziła sąsiadów? Lepiej się przecież nie wychylać! Po co komu włazić pod topór? Jeśli z pokorą i rozwagą przyjrzymy się takiemu rozumowaniu to ufam, że dojdziemy do wniosku, że może to i działa, lecz na krótką metę.

Czyż takie ustanowienie króla nie jest przerzuceniem na niego odpowiedzialności? Niech on się martwi. Jednak wiąże się to także z tym, że król decyduje to, co chce nie pytając się o zdanie. Nie ma demokracji tam, gdzie ludzie stają się jej niewolnikami. Wtedy demokracja staje się tyranią, a ci, co myślą inaczej są usuwani mniej czy bardziej w białych rękawiczkach.


Nietrafione powołanie?


Ewangelia o powołaniu Lewiego, które na pierwszy rzut oka wydaje się być chybionym pomysłem daje nam wiele do przemyślenia w wymiarze owego upodabniania się do otaczającego nas świata. Jezus jest sławny. Cały lud przychodził do Niego, a On go nauczał. Nie otaczał się kim chciał, ale brał każdego kto chciał – brał w sensie pod swoje ramiona i nauczał. Dobry nauczyciel umie podejść do każdego dziecka – dla niego nie ma niezdolnego ucznia, choć wiadomo, do każdego podchodzi indywidualnie. Mądry nauczyciel wie, że nie ma samych geniuszy w klasie. Mógłby Pan w tej godzinie sławy (po ludzku rzecz ujmując) stworzyć swoją „szkołę”, elitarną i zamkniętą, tylko dla wybrańców. Bo tak najlepiej! Wyrobić sobie markę. Być na topie itp.

Tymczasem jest nieco inaczej. Gdy Samuel „szukał” króla nad Izraelem to został mu wskazany (1 Sm 9, 1-4. 17-19; 10, 1) Saul, wysoki i dorodny, a nie było od niego piękniejszego człowieka wśród synów izraelskich. Wzrostem o głowę przewyższał cały lud. Było się kim pochwalić. Na dodatek dobry syn, posłuszny ojcu swemu. Został namaszczony na króla. W przypadku Lewiego, syna Alfeusza jest coś niepojętego. Bo ten jest celnikiem, znienawidzonym przez swoich, bo współpracującym z okupantem. Któż by takie wziął do swoich znajomych? A co dopiero do szkoły?

A Pan przechodząc obok (zawsze tak czyni) ujrzał go siedzącego na komorze celnej, (na swoim miejscu!) i rzekł do niego: Pójdź za Mną! Zostawił wszystko! Po prostu wstał i poszedł za Nim. Ot tak. Bóg powołał, a ten odpowiedział. Oczywistość? Żadna pewność. Dopiero będzie oczywistością i rzeczywistością jak zrobimy to samo.


Akcja rozgrywa się „w domu”


Dokąd poszli? Do domu! Do domu Lewiego. Nie ma ucieczki od przeszłości, od pochodzenia, od historii. Trzeba iść do domu, bo tam się zaczęło. Nie zostawia się spraw niezałatwionych, bo one będą się wlekły za nami. Myślę, że dom Lewiego nie był zamknięty. Był dla tych, co chcieli przyjść, a więc dla tych, co go „rozumieli” (celników i grzeszników). Był zamknięty dla tych, co wejść nie chcieli, co się brzydzili.

Jezus nie boi się tam wejść. Co więcej, wchodzi i zasiada przy stole. Kogo mógł się spodziewać w domu celnika? Nie tych, co za czystych się uważali, a tych, za których złamanego szeląga by nie dano. A więc siedzi w domu Lewiego przy stole, a wielu celników i grzeszników siedziało razem z Nim i Jego uczniami. Okazuje się, że wielu było tych, którzy szli za Nim, a więc weszli „do siebie”. Znali tę atmosferę. Poczuli się przygarnięci i zaproszeni u siebie.

Niestety, zawsze znajdą się niezadowoleni. To w nas/we mnie nie ma zgody na to, co niezgodne ze światem, z modą, z trendami. Bo jesteśmy na tym świecie i przesiąkamy nim. Uczyć się nam trzeba mądrego rozeznawania – tylko z Jezusem i przy Nim, tylko idąc za Nim. Ile razy w ciągu dnia słyszymy w takiej lub innej formie: Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami? Czemu chodzisz do kościoła? Po co wierzysz? Koń nie musi tłumaczyć, że jest koniem. Wielbłąd, że jest wielbłądem. Odpowiedzią niech będą słowa Pana: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników. „Zdrowi” słysząc o chorobie odsuną się lękając się wydumanego „zarażenia”. Pozostaną ci, co Bogu zaufali i poszli za Nim.


o. Robert Więcek SJ


Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl


Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ