|
Tekst ewangelii: Łk 5, 27-32
Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego na komorze celnej. Rzekł do niego: "Pójdź za Mną!" On zostawił wszystko, wstał i z Nim poszedł. Potem Lewi wydał dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a był spory tłum celników oraz innych ludzi, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie, mówiąc do Jego uczniów: "Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami? Lecz Jezus im odpowiedział: "ie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać do nawrócenia się sprawiedliwych, lecz grzeszników".
Porwany przez Pana
To spojrzenie, które wyrywa… któremu nie da się oprzeć! I nie jest uwodzące czy zniewalające. Ono jest tak szczególne, że św. Paweł pisze wprost, że został porwany przez Chrystusa i zapewne nie porwany na strzępy. Serce tak porwanego nie rozpada się na kawałeczki. Ono jest w sposób niesamowity zjednoczone, zintegrowane czy wręcz scementowane.
Wychodzi ono zawsze od Jezusa. To On jest pierwszym patrzącym. Spogląda bez uprzedzeń, bez zakładania z góry, bez wyrzutów. Spogląda na człowieka i jego historię taką jaką ona jest nie oceniając i nie osądzając. Wszak mniej więcej każdy z nas od razu wyczuwa „sędziego” przed sobą. Jeśli tak spoglądamy na Boga to oznacza, że problem jest z naszej strony.
Spojrzenie to nie jest powierzchowne czy układne. Ono sięga głębi serca i tam chce spocząć. Nie ślizga się po powierzchni czy pływa na płyciznach. Ma ogląd całości i widzi całość. Tylko Bóg tak umie! Tak więc nie powinien dziwić fakt, iż zobaczywszy celnika, imieniem Lewi, siedzącego na komorze celnej skierował do niego zaproszenie miłości: Pójdź za Mną!
Moc miłości
Jaka jest moc tego spojrzenia i zaproszenie? Jedno zdanie o tym mówi: On zostawił wszystko, wstał i z Nim poszedł. Po prostu, tak zwyczajnie normalnie wstał i ruszył w drogę. Jakiegoż potrzeba zaufania, by to usłyszeć, by dotarło słowo do serca i by to wykonać?! Jednak u źródeł tego i takiego zaufania jest owo spojrzenie Pana przyjęte całym sobą. Wezwanie do miłowania całym sobą rodzi się w Sercu Boga, który nie umie kochać inaczej jak całym sobą!
Tak więc dzięki temu spojrzeniu jesteśmy zaproszeni do uczestnictwa w Miłości, w całej pełni Boga, do sycenia się Nim i… jako konsekwencja do miłowania innych, braci i sióstr, jak to uczy nas Ojciec w Jezusie Chrystusie. Albowiem to spojrzenie, które padło dziś na Lewiego czy nie jest objawem miłości bezgranicznej do człowieka? Znając sytuację celników, rolę jaką pełnili i jak byli odbierani przez swoich rodaków wielu z nas na pierwszy rzut oka uważałoby taką decyzję za błędną. Bóg nie błądzi! Bóg nie robi błędów!
Owa miłość Boża dotarła do serca Lewiego i przełożyła się na język konkretu – język miłości bliźniego. Wydał dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a był spory tłum celników oraz innych ludzi, którzy zasiadali z nimi do stołu. Uczta to obraz wesela, a w Ewangelii to także obraz Eucharystii. Przyjęta miłość uzdalnia nas do uczestnictwa w Eucharystii, która wychodzi od Pana i ku Niemu prowadzi.
Chory i zdrowy
Tego nie daje się dostrzec chowając się za różnego rodzaju parawany ten nie widzi, a dokładnie widzi po swojemu. Jest to spojrzenie ograniczone i deformujące rzeczywistość, bo nie widzi całości. Dokonało się coś pięknego i zapewne tłum celników siedzących za stołem w domu Lewiego to wiedział, a przynajmniej przeczuwał. Oto jeden z nich czyni coś niepojętego. Niestety, ślepi faryzeusze i uczeni w Piśmie szemrali na to. Nie pozwolili, by potok łask zaszemrał w ich sercach i rozlał się strumieniem miłości.
Można nie spojrzeć Bogu w oczy. Można odwracać wzrok od tego jedynego uzdrawiającego spojrzenia i… patrzeć w swoją stronę i po swojemu. I do swego teatru chcą wciągnąć innych, bo zwracają się do uczniów Pana Jezusa: Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami? Bo tak czyni nasz Pan i Nauczyciel. Jeśli Ja tak wam uczyniłem – powiedział do nich Pan w czasie Ostatniej Wieczerzy po umyciu nóg – to i wy tak czyńcie.
Posłuchaj z uwagą, ty, na którego spoczywa nieustannie Jego miłosne spojrzenie: Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Lewiemu było źle. Wiedział o tym, choć ukrywał w komorze celnej. Gdy jednak dopuścił do siebie Boże rozwiązanie to stał się cud. Pan nie przyszedł powołać do nawrócenia się sprawiedliwych, lecz grzeszników. Bo przecież sprawiedliwy w swoim mniemaniu nawrócenia nie potrzebuje. Daj się dotknąć Jego spojrzeniem!
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.plpowrót |
|