|
Tekst ewangelii: Mk 6, 53-56
Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu. Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go rozpoznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych tam, gdzie jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby ci choć frędzli u Jego płaszcza mogli dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.
Być rozpoznawalnym
Przybywa na tereny, na których nie musi być znany, w przestrzenie nieznajome, choć nie dla Niego. Załóżmy, iż to my jesteśmy mieszkańcami ziemi Genezaret (bo zapomnieliśmy o Nazaretach naszego życia). Pan Jezus przybywa do nas. Przybija do brzegu – wysiada na plaże naszych dni… czy jest rozpoznawany? Czy jesteśmy uważni na granice naszego „państwa”? Czy wiemy, kto przybija? Czy zdajemy sobie sprawę z tej wizyty?
Gdziekolwiek jesteśmy – jako uczniowie – winniśmy rozpoznawać naszego Mistrza i Nauczyciela. Co więcej, gdziekolwiek się udajemy winniśmy być rozpoznawani jako Jego uczniowie. Bo ludzie mają rozpoznawać Jezusa Chrystusa w Jego uczniach. To, co charakteryzowało wiele nawróceń w pierwotnym Kościele to widzenie jak żyli chrześcijanie, jak się kochali, jacy byli dla innych.
Tak więc po raz kolejny sprawdza się stwierdzenie, iż nie ma „miejsca” na kuli ziemskiej, do którego Pan nie chciałby dotrzeć. Idźcie na cały świat i ogłaszajcie Dobrą Nowinę, żyjcie Dobrą Nowiną. Wtedy każda myśl, słowo, krok i czyn będą ogłaszały królestwo Boże. To ma być znak firmowy, który jest rozpoznawalny na całym świecie. W imię Jezusa Chrystusa i naznaczeni tym Imieniem (pod Jego Sztandarem) idźmy i rozgłaszajmy czyli nieśmy Chrystusa do ludzi.
Przyciąganie nieziemskie
Nie zniechęcajmy się tym, że ludzie biegają po całej okolicy i znoszą na noszach chorych. Wszak sam Pan Jezus powiedział, że bierze na siebie nasze słabości i choroby, wszystkie! Tyle roboty?! Tak. Nie zapominaj, że Jego masz głosisz i że to On niesie to wszystko. Skupiając się na sobie możemy być pewni, że nas przygniecie ciężar tego, co widzimy, co ludzie przyniosą, czym się dzielą.
Gdziekolwiek pójdziemy w Jego imię tam spodziewać się możemy spotkań z chorymi, cierpiącymi. Ci bowiem najbardziej potrzebują Jezusa. Sam powiedział, że przyszedł do grzeszników i celników, do tych, co źle się mają, do chorych, by być z nimi, by ich uzdrawiać, by dawać siłę do dźwigania codzienności. Do nich przede wszystkim mamy dotrzeć.
I tutaj trzeba być na otwartych miejscach. Serce chrześcijanina nie może być zamkniętą twierdzą. Z prostego względu, a mianowicie tak trudno do niej się dostać czy wręcz przedostać. Owe otwarte miejsca są zachętą dla tych, co potrzebują dotyku Boga. Warto wsłuchać się w prośbę, która dziś pada w ewangelii: … żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli dotknąć. Wbrew pozorom obojętności i odrzucania Boga ludzkość potrzebuje (i w głębi serca odczuwa to!) dotyku Boga.
Owoce dotknięcia
Na koniec słyszymy, że wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie. Bóg jest naszym Stwórcą. Na Jego obraz jesteśmy utworzeni. Tak więc dotknięcie Stwórcy przywraca prawdę o nas! Tylko w Nim stajemy się tymi, kim naprawdę jesteśmy. Stąd niezwykle ważnym jest głosić Dobrą Nowinę, nieść Syna Bożego gdziekolwiek jesteśmy, dokądkolwiek się udajemy.
Nikt nie twierdzi, że będzie łatwo i przyjemnie. Bo niby dlaczego tak miałoby być. Nie jest bowiem łatwo zdejmować czy wręcz zdzierać z twarzy maski, do których się człowiek przyzwyczaił. To kosztuje, ale czy taki koszt jest wielki gdy porównamy go z odkrywaniem prawdy, która wyzwala? Prawdy, która objawia prawdziwe oblicze? Boże oblicze? Nie ma cen, których człek nie chciałby ponieść, aby nie tylko odkryć kim jest naprawdę, ale i dotrzeć do źródła, które sprawi, że już na wieki będzie sobą. Oznacza to bycie-w-Bogu, w Tym, który mnie stworzył i zbawił.
Tak więc kończy się wędrówka w „pewnym” miejscu, które zwiemy niebem, gdzie ani mól nie gryzie, ani rdza nie zżera. W niebie, o którym tyle słyszymy, a dopiero osobiste doświadczenie powie nam jak tam jest, wszak ni oko nie widziało, ni ucho nie słyszało, nie serce pojąć nie zdoła co to jest za przestrzeń i co oznacza być-na-wieki w Bożej obecności.
o. Robert Więcek SJ
Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.plpowrót |
|