Być sobą i u siebie – Mateuszowe pięciominutówki na piątek 30 lipca 2021

Tekst ewangelii: Mt 13, 54-58

Jezus, przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: “Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc u Niego to wszystko?” I powątpiewali o Nim. A Jezus rzekł do nich: “Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony”. I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa.


Swoje miejsce


Doświadczenie Towarzystwa Jezusowego – jego powszechności i uniwersalności – bo na tym samym fundamencie postawionego miałem w Rzymie, w Collegio del Gesu. Choć wtedy było nas ponad siedemdziesięciu, na różnym etapie formacji i to z dwudziestu pięciu nacji i pięciu kontynentów to wbrew trudnościom językowym odczuwałem, że stanowimy jedno, że łączy nas coś, a dokładnie ktoś, a była to osoba Pana Jezusa, jak również osoba św. Ignacego Loyoli. Tak więc jadąc gdziekolwiek na świecie, gdzie jest dom jezuicki myślę, że to samo doświadczenie ma miejsce.

Przychodzę do swojego miejsca. Parafrazując sytuację ewangeliczną – na całym świecie są moje Nazarety, miasta rodzinne. Oto przeżycie chrześcijanina. Stanowimy jedną rodzinę. Łączy nas Syn Boży, a różnorodność staje się w Nim bogactwem. Oczywiście z akcentem na z Nim, przez Niego i w Nim. To, co jest źródłem siły scalającej to Eucharystia. Szczególna przestrzeń, w której spotykamy Go, słuchamy Jego nauczania i karmimy się Jego Ciałem.

Nawet jesteśmy zdumieni Jego nauczaniem, także przez usta swoich proroków, kapłanów i wiernych. Bo możemy być przychodzącymi jak i tymi, którzy są i przyjmują gości – swoich w swoich Nazaretach. Ileż to razy zaskoczyliśmy czy też zostaliśmy zaskoczeni przez jedno słowo czy gest? Coś, co obaliło nasze schematy myślenia i postrzegania. Ileż to razy staliśmy się uczestnikami Jego przyjścia do naszych Nazaretów?


Reakcja Nazaretu


Tutaj przychodzi czas na rozważenie reakcji na przyjście Pana. „Pięknie gada”, ale na co i po co? Komu to ma służyć? Wszak my wiemy najlepiej. Przyszedł nas pouczać… my tego nie chcemy! Gdzieś tu rodzi się pierwotny opór na słowo Boże, na Boży styl postępowania, który objawia nam Jezus Chrystus i ci, którzy wiernie za Nim idą. Nie da się nie żyć po Chrystusowemu bez zbliżenia się do Niego. Będąc blisko niewiele trzeba się zastanawiać. Po prostu żyje się i to widać naokoło.

Czy ja tak żyję? Przynajmniej próbuję. Wkurzam się – to wczoraj już wspominałem, że nie wszyscy tak żyją, choć w znacznym stopniu by mogli… że nie wszyscy chcą się upodobnić do Chrystusa przychodzącego w innych, bo są skoncentrowani na sobie. Mam niejedno wydarzenie, w których zdumienie sięgało prawie zenitu i padały pytania: skąd to masz? Czyż nie jesteś z jakiegoś miasteczka nikomu nieznanego? Czyż nie jesteś synem kolejarza? A matka twa ledwo szkoły pokończyła? A twoi bracia ledwo przędą… to też we mnie się odzywa.

I bardzo dobrze! Bo wiem, że to z Niego to wszystko, a nie ze mnie… piękne to uczucie jeśli po raz kolejny odkrywam (choć czasami ludzkie myślenie spędza sen z powiek!), że całkowicie zależę od Niego, że jestem obdarowany i to jak bardzo. Na Nim opieram me życie, mą posługę, moją codzienność. Przynajmniej próbuję!


Skądże więc u Niego to wszystko?


Tego rodzaju zapytania prowadzą do powątpiewania. To z kolei zamyka drogę łaski. Nie, Bóg się nie obraża. Tylko mając przed sobą drzwi zamknięte niewiele uczynić może. Może wszystko, jednakże dał nam dar wolności, którego nigdy nam nie odbierze. Wystarczyłaby odrobina refleksji, by odkryć, że to nie od Niego, że to od Boga być mogło… niestety powątpiewanie i zatwardziałość serca oślepiają.

Pojawia się po raz kolejny grzech zazdrości. To ona w wielu wypadkach „pozwala” zazdrośnikowi wystąpić przeciw swojej ojczyźnie i swojemu domowi. Niekoniecznie by coś uzyskać, ale przede wszystkim by zaszkodzić tym, którym się zazdrości. Zaiste, smutny to grzech, bo nie ma żadnej przyjemności. Sieje się tylko zniszczenie i to… uderzające we wszystkie strony.

Nie lekceważ Bożego przychodzenia, bo On przychodzi na wiele sposobów i przez wiele osób. W ostatecznym czasie przemówił przez Syna, jednakże do dziś, każdego dnia, do nas przemawia w Kościele i w świecie, czasami przez wydarzenia i osoby całkowicie – po ludzku – do tego nieprzydatne. A jeśli nie widać Bożego działania (cudów) to warto się zastanowić jaki stopień niedowiarstwa w nas i pośród nas jest obecny.


o. Robert Więcek SJ


Jeśli chciałbyś otrzymywać bezpośrednio na skrzynkę mailową to przyślij prośbę na maila: robert.wiecek@jezuici.pl


Teksty do propagowania z zaznaczeniem Autora, ale nie w celach komercyjnych. Copyright © o. Robert Więcek SJ